wtorek, 15 grudnia 2015

Komu tytuł?

W poprzednim numerze "Wspólnoty" przeczytałem propozycje kandydatów do tytułu "Człowieka Roku". Postanowiłem dopełnić tę listę, bo moim zdaniem nie powinna ona kończyć się tak gwałtownie, jak uciął ją Kuba Hapka. Osób które nie zmarnowały tego roku jest w Radzyniu więcej.
Nominuję prezesa PUK, Sławomira Sałatę. Woda w Radzyniu jest droga, ponoć najdroższa w okolicy. Ale gdyby nie pan Sałata mogłaby być jeszcze droższa. Będąc radnym wciąż walczył o obniżenie jej ceny. Jako prezes PUK już dawno mógł jej cenę podnieść, a zrobi to dopiero w 2016 roku. Zasłużył więc!
Nominuję dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej, Grażynę Kratiuk. Dużo "na  mieście" mówi się o bibliotece. Poza tym jest wreszcie szansa, że placówka przeniesie się do pałacu Potockich. To godna siedziba, która pozwoli rozwinąć działalność tej instytucji. Biblioteka od ponad roku na to czeka. Zasłużyła więc!
Nominuję mojego kolegę z Rady Miasta, Roberta Mazurka. Nie sposób nie docenić gładkości z jaką Robert na sesjach zadaje pytania Burmistrzowi, a także szorstkości jaką reaguje na nieco trudniejsze pytania innych radnych. Warto podkreślić, że dzięki Robertowi tabliczki z niedźwiedzimi łapami na Placu Wolności są małe i równie mało płacą za nie mieszkańcy miasta, niecałe dwa tysiące złotych za sztukę. Gdyby nie Robert wcale by ich nie było. Zasłużył więc!
Na koniec, aby lista była kompletna, pragnę nominować Burmistrza Jerzego Rębka. Dzięki jego zaangażowaniu mieszkańcy Radzynia wiedzą w jak beznadziejnej sytuacji znajduje się nasze miasto, a dzięki gazetce "Radzyń" wiedzą kto może tej beznadziei zaradzić. On! Zasłużył więc!

środa, 28 października 2015

Komu ławkę, komu chodnik?

Radzyń to małe miasteczko, każdy każdego zna. Tak się mówi. Codziennie spacerujemy wzdłuż ulic, przy których mieszkamy, jeździmy samochodami, uczymy się i pracujemy. Z perspektywy każdej jednej osoby Radzyń jest jednak inny. Każdy zna go trochę inaczej, nikt nie zna go kompletnie i do końca.
Nikt oprócz mnie nie wie gdzie codziennie chodzę z psem, nikt oprócz mojego dziecka nie wie gdzie lubi bawić się najbardziej i czy nie chciałoby mieć placu zabaw bliżej domu. Nikt oprócz seniorów nie wie, gdzie brakuje ławek na ścieżkach ich codziennych spacerów. Nikt, oprócz Ciebie czytelniku, nie wie czego w tym mieście potrzebujesz właśnie TY.
No chyba, że z kimś o tym rozmawiasz. Może wie o tym Twoja rodzina, może sąsiedzi, a może nawet wysłałeś maila do "swojego" radnego, albo byłeś w urzędzie miasta?
Czasem zdarza się, że coś "spada z nieba". Nowa ławka staje gdzieś przy ulicy, kawałek chodnika wykłada się tu i ówdzie, ktoś wykłada parking kostką, dzieci wskakują na nową huśtawkę. Wciąż jednak brakuje sposobu na to, aby mieszkańcy mogli skutecznie określać czego im trzeba i aby potrzeby te realizowano na jasnych zasadach, a nie z łaski władzy - na uciechę mieszkańców. W końcu budżet miasta to NASZE PIENIĄDZE!
Takim narzędziem jest BUDŻET OBYWATELSKI. Raz w roku mieszkańcy zgłaszają czego potrzeba w ich otoczeniu, np.: ławka, plac zabaw, siłownia, skate-park, chodnik, latarnia, kamera monitoringu, albo coś zupełnie innego. Potem zachęcają sąsiadów i znajomych, aby poparli ich pomysł. W głosowaniu wybieramy te pomysły, które mają poparcie największej ilości mieszkańców. W tym samym roku wybrane pomysły są realizowane. Podoba się? No to komu ławkę, komu chodnik?
Fot. grudziadz.7dni.pl

środa, 21 października 2015

Jak "marnować" głos to w dobrym towarzystwie

Po obejrzanej wczoraj debacie nie zamierzam głosować na:

  • PO i Ewę Kopacz - bo już wystarczy "zmian" na lepsze i "sukcesów". Bo już wystarczy straszenia PiSem z  2006 roku. Bo nie mają nic ciekawego do zaproponowania, albo brakuje im czasu (sic!) żeby o tym powiedzieć...
  • PiS i Beatę Szydło - bo pełne "konkretów" mowy to tylko okrągłe słowa i puste (albo kosztowne) obietnice. Z tylnego siedzenia sytuacją zarządza Jarosław Kaczyński, a wszyscy w PiSie udają, że go nie ma. Bo trzęsą się im ręce na myśl o pełni władzy i dlatego są dużo gorsi niż w 2006 roku...
  • PSL - bo jeśli to ma być nowoczesna partia (jak powiedział Piechociński) to ja nie tak sobie wyobrażam nowoczesność. Nie widzę żeby zależało im na jakiejkolwiek zmianie. A w Polsce zmiana jest potrzebna...
  • SLD (vel ZLew.) - bo Barbara Nowacka to pudrowany Leszek Miller. Kiedyś obiecałem sobie, że na postkomunistów nie zagłosuję nigdy...

I tu kończą się i jednocześnie zaczynają problemy...
Kończą - bo wiem, że żadna z dużych/starych partii nie zasługuje dziś na mój głos i go nie dostanie.
A zaczynają się bo:

  • KORWIN - wszystko co mówią jest takie proste i fajne... Nie będzie podatków, nie bedzie urzędników, nie będzie Unii (a przynajmniej nas w niej nie będzie), zapanuje wolność... Ale może Polacy nie potrafią żyć tak wolni jakby to widział JKM? Może nie są wystarczająco mądrzy, świadomi, przewidujący i przedsiębiorczy... Może potrzebują Państwa, które zadba o swych obywateli uczciwie i nie zostawi ich samych z pytaniem "Jak żyć?" No i straszą nas muzułmanami, a budować na strachu trudno. Wiem, że to polityczna gra, dlatego duży znak zapytania (?)
  • KUKIZ'15 - dobre wrażenie robi się raz (to było gdzieś na wiosnę), a podczas debaty Paweł Kukiz był nieprzygotowany. Przyznawał rację to jednemu, to drugiemu i jakby sam o swojej "strategii" zapomniał opowiedzieć. Do tego pokłócił się z prowadzącymi debatę dziennikarzami. Fatalnie! Jestem gorącym zwolennikiem JOWów, odebrania władzy partiom i oddania jej w ręce obywateli, ale jakoś nie mam zaufania do tych "obywateli", których zebrał Paweł. Za dużo radykalizmu i pytań bez odpowiedzi... (?)
  • NOWOCZESNA - właściwie nie wiem kim oni są i czego chcą. W głowie została mi po debacie stawka podatków CIT, PIT i VAT: 16%. I nic więcej... Ryszard Petru jest dla mnie o tyle politycznym liderem co celebrytą, którego znałem jeszcze przed mariażem z polityką. Coś mi zawsze mówiło, że jego ekonomiczne analizy to jakiś lobbing... ale za kim i czym... (?)
  • RAZEM - była znakiem zapytania. Tak jak o innych potrafiłem coś powiedzieć, określić postulaty i krąg sympatyków, tak z nimi miałem kłopot. I chyba nie tylko ja... Wiedziałem, że to całkowicie oddolny, obywatelski i społecznikowski ruch. Ludzie, którzy nie byli w dużej polityce a działali w stowarzyszeniach. Lewicowcy. Bez lidera celebryty, a może nawet bez cwaniaków? 
Debata coś mi jednak dała. W wystąpieniach Adrian Zandberg z RAZEM był merytoryczny. Na tle pozostałych momentami wypadał błyskotliwie. W głowie zostały mi postulaty uszczelnienia systemu podatkowego w kontekście wyprowadzania z Polski przez korporacje ogromu pieniędzy (z tytułu niepłaconego podatku CIT). Pozwoliłoby to na wzmocnienie gospodarki, likwidację dziury budżetowej i wzmocnienie małej przedsiębiorczości. Pozostał mi w głowie postulat współpracy i solidarności w ramach Unii Europejskiej. Kropką nad i była postawa chęci odpowiedzialnej pomocy uchodźcom i sprzeciw dla robienia kampanii wyborczej na strachu i nienawiści wobec osób szukających lepszego życia. W tym jest odwaga i świeżość. Konkretów było więcej - tu więcej o programie. Tego wieczora oni przekonywali najskuteczniej.

***
Ciekawostka! Sprawdziłem jakim poparciem na FB cieszą się partie, ilu moich znajomych i kto konkretnie je lubi. Oto wyniki:

NAZWA PARTII - ilu ma fanów, ilu moich znajomych lubi, procent znajomych wśród fanów
KORWIN - 163 tys. fanów, 40 znajomych lubi, 0,02% fanów to moi znajomi
KUKIZ'15 - 151 tys., 44 os., 0,03%
PiS - 113 tys., 26 os., 0,02%
PO - 75 tys., 30 os., 0,04% 
NOWOCZESNA - 63 tys., 20 os., 0,03%
RAZEM - 32 tys., 29 os., 0,09%
ZLew - 12,5 tys., 0 osób, 0% (nikt ze znajomych nie lubi postkomunistów)
PSL - 11 tys., 9 osób, 0,08% (Podlasie PSLem stoi)

Wśród "fanów" partii RAZEM, a moich znajomych, nie znalazłem osób przypadkowych. Zaangażowani społecznie, aktywiści, osoby świadome, robiące swoje i mające własne zdanie.
Zatem jeśli marnować głos to może chociaż w dobrym towarzystwie?

wtorek, 29 września 2015

Cuda, cuda ogłaszają

Znamy wyniki plebiscytu National Geographic (dalej NG). Nowym cudem Polski został nasz XVIII-wieczny, barokowy pałac Potockich. Cudownie! Ilość osób zaangażowanych w głosowanie: tych z Radzynia i radzynian rozsianych po świecie, poziom ich lokalnego patriotyzmu zachwycają. Z taką armią zwycięstwo było chyba formalnością.


Fot. Karol Miłosz. Fotografia jest jedną z zamieszczonych
na pierwszej stronie promującej konkurs.
Spirala ruszyła 19 czerwca. Mieszkająca w dalekim Koszalinie radzynianka zaprosiła do głosowania swych znajomych, ci następnych, a oni kolejnych. To był początek z przytupem. Radzyń uzyskał przewagę, której do końca nie stracił. Na stronie wydarzenia ludzie zaczęli umieszczać swoje zdjęcia pałacu. W 2 dni pojawiło się ich kilkadziesiąt. Do tego wzajemny doping, sąsiedzka atmosfera i szereg wspomnień z Radzynia. Do głosowania zaproszono łącznie 7 tysięcy osób!
21 czerwca Robert Mazurek stworzył drugą stronę promującą konkurs. Na siebie wziął motywowanie do codziennego głosowania. Sobie przypisał zainteresowanie pałacem magazynu NG, udzielał wywiadów, informował lokalne media i powoli zawłaszczał konkurs. Nie sposób odmówić mu skuteczności. Przez trzy miesiące stronę polubiło ponad 2500 osób, a zdjęcia z pałacem, "pożyczane" z całego Internetu, pojawiały się tam codziennie. Brawo Robert! Gdyby wybory parlamentarne trwały trzy miesiące, a wyborcy mogli oddawać jeden głos dziennie, już dziś mógłbyś wybierać w której z pałacowych komnat urządzisz poselskie biuro. Ale to nie takie proste.
Za udziałem Radzynia w konkursie NG stoi Powiat Radzyński i Radzyńska Kraina Serdeczności. Jej strona internetowa zachęciła wydawców, którzy skontaktowali się z Punktem Informacji Turystycznej sygnalizując chęć umieszczenia pałacu w plebiscycie. Dziś kontaktują się znów prosząc o fotografie wnętrz...
I tu zaczynają się "schody". Co wysłać - zdjęcia historyczne, czy obecne? Co teraz, kiedy już pałac cudem jest i basta?! Plany jego zagospodarowania - cuda na kiju. Pieniądze na remont - cuda niewidy. Tylko opisy w reżimowej gazetce "Radzyń" - cud miód.

czwartek, 17 września 2015

Lekcja przedsiębiorczości

Pracując w szkole człowiek obserwuje różne sytuacje. Znają Państwo jakiegoś nauczyciela? Z pewnością potwierdzi. Ja widziałem na przykład dzieci jedzące cukier. Kupowały go w sklepiku w kolorowych woreczkach i wsypywały wprost do buzi. Innym razem widziałem bezpłatne jabłka, które szkoła dostała z banku żywności. Chętnych do ich jedzenia nie było wielu. Za to chipsów, batonów i słodkich napojów młodzież pochłaniała bez liku. Wszystko zdaje się jednak mieć granice (poza obwodem pasa). 1 września w szkołach zakazano sprzedaży "śmieciowego" jedzenia. Szkolny handel umarł, bo okazało się, że osoby prowadzące sklepiki niczego innego sprzedawać nie potrafią.
***
Kilka dni temu spotkałem czterech chłopców, których kiedyś miałem okazję uczyć. Świeżo upieczeni gimnazjaliści: Adrian, Hubert, Michał i Paweł. Wymyślili, że dzięki pomocy kogoś dorosłego otworzą w szkole własny sklepik, w którym będą sprzedawać owoce, naturalne soki, kanapki i zdrowe przekąski. Wzięli sprawy we własne ręce, zachwycili mnie swym pomysłem i  entuzjazmem. Zamyśliłem się... Przypomniałem sobie ósmą klasę. Zazdrościłem wtedy koleżankom, które na przerwach, zdobywały pierwsze doświadczenia młodych ekspedientek w sklepiku, który prowadził wuefista.
***
Kiedy wróciłem do rzeczywistości spojrzałem na chłopaków i czułem już się jak to się skończy. Krótko wyjaśniłem co to biznesplan i poprosiłem o telefon kiedy go przemyślą i porozmawiają z kimś w szkole o swoim pomyśle. Nie myliłem się. Minęło kilka dni i chłopcy poddali się na starcie. Okazało się, że w szkole przyjdzie im płacić czynsz, a poza tym "na pewno ktoś ich okradnie i w sumie to powinni zająć się nauką". W domu jeden z ojców "roztropnie" zadeklarował, że da młodemu stówkę jeśli ten da sobie z pomysłem spokój...
To się nazywa "lekcja przedsiębiorczości". Pozostaje tylko mieć nadzieję, że młodzi szybko o niej zapomną.

Ojej! A w Legionowie uczniów nie okradli...
http://www.zsp2.legionowo.pl/gimnazjum/sklepik_szkolny

poniedziałek, 14 września 2015

Do Potęgi

Łączy nas dwóch potęga! I nie chodzi o potęgę doświadczenia, siły fizycznej czy wykształcenia. Potęga nazwisk! Albo inaczej - imię do kwadratu. To mnie właśnie łączy z Przewodniczącym radzyńskiej Rady Miasta. On Adam Adamski a ja Jakub Jakubowski. Coś pewnie nas jeszcze łączy, ale na pewno nie jest to odwaga w mówieniu co boli, wprost do osoby ból czyniącej. Przewodniczący woli przy wszystkich, ale pod nieobecność głównego zainteresowanego. Tak się stało w końcówce ostatniej sesji, z której musiałem się urwać by jechać do szpitala. Przykro mi tym bardziej, że konieczność wyjścia zgłaszałem u niego samego. Nie powstrzymało go to od wycieczki w moim kierunku, kiedy już z sesji wyszedłem. Przykro do kwadratu, bo o wywodzie wygłoszonym za moimi plecami, dowiedziałem się przypadkiem, słuchając nagrania z tejże końcówki obrad.
Przykro do sześcianu, bo nawiązał do rzeczy sprzed wielu miesięcy, jakby celowo czekając na moment, kiedy mnie na forum zabraknie. Czy chodziło o to, żebym nie mógł nic powiedzieć?
Panie Przewodniczący! Rozumiem, że mogą się Panu niektóre moje felietony nie podobać. W końcu firmuje Pan aktualne zarządzanie naszym miasteczkiem, którego nieudolności czasem tu opisuję. Rozumiem też, że może Pan nie pamiętać czym charakteryzuje się gatunek felietonu. O tym uczyli w klasie maturalnej. Można było mnie zapytać o co chodziło z tymi Murzynami i gadzinówką... bezpośrednio.
Na koniec cytat z Pana, Panie Przewodniczący. Tymi słowami podsumował Pan Radną Bożenę Lecyk, sztorcując ją po pytaniach o budżet, zadawanych przez nią - de facto - w stosownym miejscu i czasie. Wygłosił Pan te słowa na chwilę przed tyradą o moich felietonach.  
- Sesje są od tego, aby zadawać pytania, ale mnóstwo rzeczy można wyjaśnić bardziej szczegółowo. Bezpośrednio... Chyba, że chodzi o to aby zaistnieć? 
Więc teraz jak to jest Panie Przewodniczący? Robiąc mi koło pióra chciał Pan coś wyjaśnić, czy zaistnieć?

A co!

środa, 26 sierpnia 2015

Koncert życzeń w sali balowej

Z niecierpliwością i ciekawością czekałem na to co urodzi doradcze ciało Burmistrza, czyli zespół ds. zagospodarowania pałacu Potockich pod wodzą Roberta Mazurka. Zastanawiałem się co to za ciało będzie i jaki rodzaj gimnastyki przyjdzie mu uprawiać. W spotkaniu udało mi się wziąć udział, i to mimo rajdu terenowego, który zafundował przewodniczący. W ostatniej chwili zmienił on bowiem miejsce zapowiadanego zebrania. Może właśnie dlatego zabrakło na nim wielu przedstawicieli mediów?
Na szczęście nie zabrakło zainteresowanych partycypacją w decyzjach dotyczących przyszłości pałacu. Ich ilością i przebiegiem dyskusji Robert Mazurek był wręcz zaskoczony. Po obchodzie pałacowych komnat uczestnicy zasiedli w kręgu i rozpoczął się koncert życzeń. Moim zdaniem na spotkanie wyraźnie zabrakło pomysłu. Gdyby taki był, osoby uczestniczące w zebraniu wychodziłyby z przekonaniem, że coś udało się wypracować. A tak dostaliśmy jedynie sygnał, że kolejna narada będzie w węższym gronie, a ustalenia poznamy za miesiąc lub za dwa. Dobrze, że Burmistrz w porę szepnął, że grona zawężać nie należy.

Moja propozycja: na kolejnym spotkaniu ćwiczymy barokowe tańce.
Słysząc te zapowiedzi ja również zdecydowałem się złożyć pałacowi życzenia od siebie. Pomyślałem bowiem, że kolejnej okazji może nie być. Życzę więc pałacowi, żeby podejmowane w nim działania były śmiałe i nowoczesne. Tylko takie przyciągną zainteresowanie - mediów, turystów i inwestorów. Tylko takie pobudzą nasze miasto i gospodarkę.
Zespołowi życzę zaś, żeby (choć tylko doradczym) był ciałem z krwi i kości. Z pomysłem na siebie, siłą i energią. Nie życzę mu zaś, żeby stał się listkiem figowym pod którym kryć się będą nieporadne działania władz.

wtorek, 18 sierpnia 2015

O, święta naiwności!


Kiedy jeden z felietonów tytułowałem "Co po Grocie?", nie sądziłem że dostanę tak szybką i konkretną odpowiedź. Pismo "Radzyń". Oto na miejsce dwutygodnika o 18-letniej historii, który ponoć nie był konkurencyjny i którego formuła się wyczerpała dostaliśmy tygodnik. Rzecz jasna konkurencyjny, o jasnej, celnej i niewyczerpalnej formule. Co na to rada starszych?
Tak sobie wyobrażam
jedną z kolejnych okładek.
Wujku Adamie! Pamiętam jeden z Wujka felietonów. Ten o przedwyborczym lansie Starosty na okładkach Grota. Sugestia, żeby się nie silić na co drugą, a puszczać podobizny na każdej okładce, bardzo mnie wtedy rozbawiła. Dziś śmieję się czytając drugi wywiad z Burmistrzem, w drugim z kolei numerze nowej gazety. A Wujek?
Pamiętam też felieton Wujka Darka, w którym likwidację Grota nazwał "piękną katastrofą". Twierdził w nim, że można się cieszyć, bo nie będzie więcej "agitki na rzecz rządzących". Wujku, jak zatem nazwać tę nową gazetkę Burmistrza? Kiedy w historii przychodziła nowa władza, likwidowała wydawane pismo i w jego miejsce tworzyła nowe, mającą rozpowszechniać propagandę, to jak ludzie nazywali taką gazetę? Gadzinówka? Chyba jakoś tak.

***
A nie można było tak po prostu: zrestrukturyzować Ośrodek Kultury a Grota zmienić w biuletyn informacyjny wydawany w urzędzie? Obeszło by się bez zabiegów, tłumaczeń, półprawd, kłamstw i pustych obietnic. Pijar Burmistrza to nie kultura na którą miały pójść oszczędności po likwidacji Grota. Coraz więcej ludzi czuje, że ktoś tu ich ma za baranów!

czwartek, 30 lipca 2015

Polityka psuje lokalną rzeczywistość

W najnowszym numerze Wspólnoty z 28 lipca 2015 roku znajdziecie rozmowę na którą namówił mnie Tomek Nieśpiał, redaktor naczelny tygodnika. Jak sam to określił jest to rozmowa 30-latków, o 30-latkach i dla (choć nie tylko) 30-latków. Wyszło w największej mierze o życiu w małym miasteczku... Jeśli macie ochotę przeczytać to zapraszam do Wspólnoty (wciąż w sklepach) lub na podlasiesiedzieje.pl, gdzie zmieniono tytuł. Rozmowa ta sama :)

środa, 22 lipca 2015

Głupi czy turysta?

Pewne rzeczy dzieją się seriami. Wydarzenia sobie podobne i mające jakiś związek czasem się kumulują. Jakby wszechświat chciał nam coś powiedzieć: zaprowadzić w nowym kierunku albo potwierdzić słuszność tego już obranego.
***
Pewien radzynianin przysłał mi maila. Pytał o zdanie na temat oznakowania obiektów w mieście z myślą o przyjezdnych. Chodziło mu o system komunikacji, znaki kierunkowe, tablice, informacje jak daleko do biblioteki, kościoła i publicznej toalety.
Pomyślałem najpierw, że w obliczu aktualnych działań burmistrza i radnych PiS, praca nad takim systemem nie ma sensu. Sensu nabierze, kiedy rozwój miasta oprzemy o turystykę i kulturę. Potem zdarzyło się spotkanie w kawiarni...
Propozycja systemu informacji przestrzennej
dla Radzyńskiej Krainy Serdeczności
***
Turystów w Radzyniu łatwo rozpoznać. Rzucają się w oczy. Wyróżniają uniesionymi głowami, szerokimi spojrzeniami i fotoaparatami. Czasem karnacją, innym razem strojem, fryzurą lub po prostu pogodną, uśmiechniętą twarzą. - Głupi czy turysta? - pytają, widząc takiego, niektórzy smutni tubylcy.
Rodzina z Bytomia była dość typowa. W Kofi&Ti napili się kawy i kupili pocztówki. Z zaciekawieniem obserwowali przygotowania do koncertu Woytka Golbiaka. Ja z zaciekawieniem przyglądałem się im. - Przepraszam! - zagadnąłem, widząc, że szykują się do wyjścia. - Co państwa sprowadza do Radzynia? - Podróżujemy po miastach wschodniej Polski - usłyszałem w odpowiedzi. - Szkoda, że w Radzyniu nie można wejść do tego pięknego pałacu. No i pana kawiarni za długo szukaliśmy. Dlaczego nie macie żadnych znaków informujących jak gdzie dotrzeć? Wysiada człowiek w centrum miasta i musi prosić o informacje. Wyrywać je mieszkańcom, którzy zaskoczeni nie za bardzo potrafią pomóc. Ale nie tylko w Radzyniu tak jest. Wiele małych miast w ogóle nie dba o turystów. A przecież to dla was zarobek!?
***
Mają rację - pomyślałem. Trzeba myśleć o ludziach z zewnątrz! Tego wieczora na koncercie było nas o jedną osobę więcej. Państwo z Bytomia poszli do hotelu, ale ich córka została czytając książkę i słuchając muzyki.

piątek, 17 lipca 2015

Młodzieżowy król z Albanii

Wczoraj odkryłem (przyznaję to z odpowiednim wstydem), że jestem ostatnią osobą, która nie wie co to Gang Albanii. Obserwowałem w Internecie zdjęcia młodych osób tnących sobie nożami policzki. Zamieszczają zdjęcia człowieka o złotych zębach i białkach oczu wytatuowanych na czarno, który nazywa siebie królem Albanii. Ale do głowy mi nie przyszło, że mógłby to być idol jakiejś większej grupy. Patologia - myślałem... Ale tylko do wczoraj.

Oryginalny "Król Albanii" z filmu
"Przyjęcie na 10 osób + 3", rok 1973.
Wczoraj zrobiłem mały test. Zapytałem dwie pierwsze napotkane gimnazjalistki (na oko miały po 13 lat) czy znają Gang Albanii. Zaskoczone i zmieszane przyznały, że znają. Chwilę później zapytałem o to samo napotkaną panią w średnim wieku. Zaprzeczyła... Może więc niech i Państwo zapytają swoje dzieci, czy na dyskotekach, albo na spacerach z koleżankami nie podśpiewują słów ich piosenek. Bo coś mi się zdaje, że jednak nie jestem ostatnim, który ich nie znał. Może do zainteresowania się tym co na słuchawki smartfona wrzucają małoletni zachęcą Państwa strofy pieśni:
Wjeżdża tu za nami dzika ku*wa z szampanem
Wchodzę w ten sztos, nie mów jak mam żyć
Idziemy się naje*ać i obić komuś ryj
Śmieje się król i błyszczą mu się kły

(Gang Albanii – Narkotykowy odlot)

Podoba się?
Inne pieśni są mocniejsze. Chciałem oszczędzić zgorszenia.
Ale żeby nie było, że wół cielaka nie pamięta. 20 lat temu też byli artyści, którzy w równie mało wyszukany sposób szokowali. Nagły Atak Spawacza czy Liroy to klasyczne przykłady. Jednak, żeby ich posłuchać trzeba było muzykę przegrać z przegrywanej kasety kolegi. Dziś nikt nie słucha kaset ani płyt. Gang Albanii ma jednak ponad 50 milionów wyświetleń. W Interncie! Dzisiaj dzieciaki mają tam wszystko na wyciągnięcie ręki. Mądrość i piękno ale też patologię i syf. Zgadnijcie co pcha się po ich uwagę jak chytra baba z Radomia po 3 cytryny? Nie wiecie o czym mówię? Kończcie zatem czytanie Internetu i pogadajcie z dzieckiem. Może Wam wytłumaczy?
***
Władze Kraśnika, w przypływie opieki Matki Boskiej, której kilka miesięcy temu zawierzyły miasto, doprowadziły do odwołania koncertu Gangu Albanii. Czy mocy Jezusa, któremu powierzono Radzyń, wystarczy na odwołanie koncertu tej grupy, który zaplanowano na najbliższy weekend w jednej z podradzyńskich dyskotek?

niedziela, 5 lipca 2015

Pałac na kredyt zaufania

No i stało się! - rzekł redaktor "Panoramy" w TVP Lublin. Radzyń Podlaski stał się właścicielem pałacu Potockich - tysięcy metrów kwadratowych zabytku klasy zerowej, do kapitalnej restauracji i hektarów parku do rewitalizacji. Dobrze się stało!
To nie fotomontaż. To autentyczna fotka
z 4 lipca. Może właśnie tak uda nam się
utrzymać pałac - oblepiając go reklamami?
Można teraz wykorzystać pałac jako dźwignię dla Radzynia. Bo fakt, że mamy w mieście ten pałac, a teraz stajemy się jego właścicielami, to szansa, której nie wolno zmarnować. Sporo wskazuje, że tak się jednak stanie. Burmistrz pakuje nas w sytuację, w której pałac tkwił przez dziesiątki lat. Wprowadzi do pałacu urząd, szkołę i państwową instytucję. Będąc właścicielem miasto poniesie odpowiedzialność za bieżące utrzymanie i remonty. O rozwoju możemy zapomnieć. Wystarczy spojrzeć jak wyglądał "rozwój" przez lata w których "pewnym płatnikiem" był sąd i archiwum. Spójrzmy też na prognozy demograficzne i zastanówmy się ilu znajdzie się chętnych do nauki w szkole muzycznej drugiego stopnia? Kogo przyciągnie do Radzynia pałac z archiwum i szkołą muzyczną?
Nie straszny dla mnie prezydent Duda, premier Szydło, a nawet burmistrz Rębek. Ale zmarnowanie pałacu poprzez upchniecie tam instytucji, których istnienie nie poprawi gospodarki miasta to już powód do pakowania walizek. Za chwilę przekonamy się, że takie wykorzystanie pałacu to strategiczny błąd.
Szkoda, że radzyńskiemu demiurgowi tak łatwo przychodzi wydawanie publicznych pieniędzy. Archiwum, szkołę, dom kultury opłacimy my: podatnicy. W ostateczności mieszkańcy Radzynia sami sfinansują koszty utrzymania pałacu. Z mniej lub bardziej ukrytych podatków. Już dziś rezerwa budżetowa, którą miasto przeznaczyć powinno na wyjątkowej natury potrzeby mieszkańców, usuwanie skutków klęsk żywiołowych, niespodziewanych wypadków czy zagrożeń, trafiła na wkład własny kosztu renowacji pałacowych rzeźb.
Ale nie w tym sęk, żeby tylko krytykować. Pałac jest własnością miasta i trzeba pomóc w znalezieniu na niego najlepszego pomysłu. Takiego do którego nie będziemy musieli dopłacać. Takiego, który przyniesie nam zysk. To możliwe, tylko skąd mogą mieć takie pomysły ludzie, którzy całe życie pracowali na państwowych stołkach, w urzędach, szkołach i instytucjach? Żeby choć chcieli mieć... Niebawem się przekonamy dokąd to wszystko zmierza - ile pieniędzy na pałac pozyska Anna Wasak, jakie pomysły wypracuje zespół Roberta Mazurka i co z tym zrobi Burmistrz. Żeby tylko rozmawianie z ludźmi nie przychodziło im z takim trudem.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Składam hołd miastu

Spotkałem rankiem chłopaka w koszulce fali "nowego patriotyzmu". - Składam hołd miastu, które mnie wychowało - krzyczał napis z jego t-shirta. On zestresowany dopalał papierosa, czekając na instruktora nauki jazdy. Ja minąłem go przeczytawszy napis i... miałem nawet ochotę zapytać o ten hołd, ale odpuściłem. Nie dowiedziałem się jak dokładnie wygląda jego hołd. Czy to jedynie noszenie koszulki? Czy może to coś więcej? No i dlaczego na koszulce nie ma nazwy tegoż miasta? Nie chciałem chłopaka stresować bardziej niż był. Ale przyznać muszę - sprowokował mnie tą koszulką do przemyśleń.

***
W opublikowanym przez urząd miasta rejestrze umów moją uwagę przykuły dwa reklamowe stojaki, tzw. roll-upy, za ponad 1800 złotych!
Zapytałem o nie Burmistrza, bo znam się na tym, i wiem, że koszt ten jest stanowczo zbyt wysoki. Trzy razy za wysoki! Zapytałem, bo nie kto inny jak Burmistrz deklarował, że wszelkie wydatki dokonywane będą w oparciu o zapytania ofertowe. Wszystko po to, aby ograniczyć nadmierne trwonienie pieniędzy. Nie kto inny jak Burmistrz powtarza też wciąż, że jesteśmy biedni, Radzyń zadłużony, i daleko nam do finansowej płynności. Dowiedziałem się, że stojaki mogły być tanie. Połowę tańsze, albo lepiej. Ale zaprojektował je, jak oznajmił Burmistrz, artysta z Nałęczowa. Do tego zrobił to w części na podstawie zdjęć użyczonych przez radzyńskiego fotografa. Dodajmy, że użyczonych bezpłatnie. Artysta zaprojektował i kasę wziął. A zdaniem Burmistrza kwota 1800 złotych to kwota niewielka. Czy nie warto było poszukać konkurencji w radzyńskich drukarniach i wśród projektantów? Czy to hołd w stronę Nałęczowa? Hołd miastu? Ale zaraz! Nałęczów to majętna gmina! Znacznie mniej zadłużone miasto niż nasz Radzyń.
Może 1800 złotówek w budżecie miasta to ziarenko? Może dla Burmistrza, zarabiającego prawie 12 tysięcy złotych, to suma nie warta uwagi? Szczególnie jeśli wydaje ją z publicznych pieniędzy. Ale dla większości Radzynian - w tym mnie - to kwota bliska miesięcznym zarobkom.
Przykro wciąż słuchać o wszechogarniającej niemocy, biedzie i długach. Jeszcze bardziej przykro, kiedy ten kto o tej biedzie wciąż powtarza, ukradkiem i za publiczne pieniądze robi zakupy "na bogato" i zapomina o oszczędzaniu. Hołdu mieszkańcom i ich pieniądzom brak. Jest mydlenie oczu.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Trzeba lubić co się ma, czyli co nam skapnie

Na rozpoczynający się właśnie sezon letni, w wielu polskich miastach i miasteczkach, otwarto miejskie plaże. Na brzegach rzek, zalewów, stawów i jezior przygotowano miejsca, w których mieszkańcy i przyjezdni mogą odpocząć i poczuć się jak nad brzegiem Bałtyku. W wielu przypadkach to powrót do dawnych, przedwojennych tradycji. Nad radzyńską Białką plaży nie mamy, zaś czas świetności zalewu zdaniem jednych minął, a według innych dopiero przed nami. Trzeba czekać i w upalne dni lubić co się ma: pływalnię Aqua-Miś, bulwar nad Białką i kurtynę wodną na Placu Wolności vel Skwerze Podróżników.
Przepraszam! Trochę się zapędziłem. Kurtyna była, owszem, ale w tamte wakacje. No i co to była za kurtyna? Raptem strażacki wąż ze zmyślną sikawką na końcu. Tanie to, nie pogłębi zapaści finansowej, o której co chwila słyszymy w mieście. Może więc i w tym roku nam skapnie?

***
Często słyszę ubolewanie, że w Radzyniu brakuje wyższej uczelni. A przecież mamy Uniwersytet Trzeciego Wieku. Właśnie obchodzi dziesięciolecie działalności. Trzeba lubić co się ma i gratulować. Seniorzy robią wiele, aby twórczo spożytkować czas, którego na emeryturze mają więcej. Nie siedzą, nie narzekają, tylko biorą sprawy we własne ręce. Lata doświadczeń życiowych, 10 lat istnienia UTW i fakt, że ponad 28 procent ludzi w Radzyniu to emeryci i renciści, to argumenty za powołaniem rady seniorów. Życzę miastu i UTW aby się udało, tak jak udało się w innych miastach. Byłby to świetny krok pokazujący, że samorząd liczy się z mieszkańcami i potrafi "podzielić się" władzą.

***
Może gdyby seniorzy mieli do powiedzenia więcej i gdyby ich uważniej słuchać, mielibyśmy w Radzyniu plażę. Na przykład taką jak przed wojną. Tak! Przed wojną, w małym prowincjonalnym Radzyniu, też była plaża. Do tego baseny i piękny sportowo-rekreacyjny kompleks. I to w czasach kryzysu lat 30-tych. Niemożliwe? Posłuchajcie tylko swoich dziadków i zajrzyjcie do rodzinnych albumów.

Radzyń, lata 30-te. Widok z plaży na basen, trampolinę i brawurowy skok.
Za płotem rzeka Białka. (fot. facebook.com/staryradzyn)

czwartek, 4 czerwca 2015

Co po Grocie?

Zdobyłem ostatni numer Grota. Smutny numer, z ciemną okładką i bez słowa pożegnania. Pozornie nic w nim końca nie zapowiada, a jednak wszyscy wiedzą, że właśnie nadszedł. Nie sposób polemizować z faktami które stały za złą kondycją w jakiej znajdowała się gazeta. Zbyt wysokie koszty, ograniczenie społecznej i kulturalnej misji pisma, polityczny gorset wynikający z podziałów w radzyńskiej kulturze i innych przestrzeniach miejskiej tkanki - to wszystko wymagało naprawy. Ale żeby tak nagle? Jednym ostrzem gilotyny ściąć dwie głowy i 18 lat dorobku? To jeszcze odwaga, czy już przejaw braku szacunku wobec poprzedników i po prostu wszystkich myślących w inny sposób? Może wystarczyło stworzyć gazecie nowe ramy i wyzwania, które pozwoliłyby poprawić jej stan, wizerunek i ograniczyć koszty? Jak z nieułożonym i krnąbrnym psem, który w zapewnieniach hodowcy miał być przyjacielem rodziny, wiernym i pokornym towarzyszem spacerów, do tego czystym i jedzącym bardzo niewiele. Co zrobić, kiedy okazuje się, że cały czas warczy, śpi na kanapie, śmierdzi i okropnie dużo żre? Wywieźć do lasu, uśpić? A może zatrudnić trenera, który popracuje nad jego ogładą (Paweł Żochowski - nowy dyrektor ROK - mógł nim chyba być?), a samemu zastanowić się jak najlepiej wykorzystać wszystkie atuty jakie posiada? (Niezależnie od tego jak ich mało).
Natura nie lubi próżni. Wszyscy, którzy lubili Grota i jego lepsze strony być może będą jeszcze mieli co czytać. Wróble ćwierkają, że przynajmniej w kilku głowach pojawiły się różne pomysły. Wszystko wskazuje więc na to, że z wielu realnych problemów, jakie gnębiły Grota, diagnoza o wyczerpaniu formuły jest chybiona. Tylko co wypełni tę lukę? Co po Grocie?

czwartek, 21 maja 2015

Czarna książka

Il. Andrzej Krauze
Pożyczyłem czarną książkę, pochwaliłem się i obiecałem recenzję. "Niebezpieczne związki..." Wojciecha Sumlińskiego pożyczył mi znajomy. Niestety, im bliżej II tury prezydenckich wyborów, tym czytać chciało mi się mniej. Skutecznie zniechęcali mnie, do tej i innych "obywatelskich aktywności", kampanie obu kandydatów: obfitujące w irracjonalne obietnice, puste słowa i rozpaczliwe działania. Powyborczego poniedziałku pragnę tak mocno jak wyborcy wcześniejszej emerytury. Ale skoro obiecałem, to słowa muszę dotrzymać. Doczytałem więc i podzielę się tym co wiem (i czego nie wiem też).
  1. Wiem, że ktoś powinien trafić do więzienia. Nie wiem tylko czy główny bohater, czy może autor? Czytając książkę kilka razy odruchowo zaglądałem na koniec, w poszukiwaniu skanów dokumentów lub innych materiałów źródłowych. Nie znalazłem. Mógłbym więc uwierzyć autorowi na słowo, kiwnąć głową i powiedzieć: "coś w tym może być". Dla mnie to jednak mało - podobnie jak autor wolę bazować na źródłach - najlepiej różnych, bo od thrillera politycznego do political fiction tylko krok. Nie rozumiem więc czemu dla wiarygodności w oczach czytelników, których autor chce przekonać (bo przekonani łykają stawiane tezy jak przysłowiowe "młode pelikany") nie pojawiły się "papiery", które podobno autor ma.
  2. Wiem, że opisane w książce sytuacje, domysły i tezy są mocne, przerażające i porażające. Nie wiem jednak dlaczego sztab kontrkandydata jeszcze tego nie wykorzystał? Może to zrobi podczas ostatniej przed wyborami debaty "jeden na jeden"? Spotkanie oglądać będzie co trzeci Polak - doskonała to więc okazja aby zweryfikować co na temat sensacji z książki ma do powiedzenia bohater książki.
    Tylko co będzie znaczyło jeśli pytanie na jej temat nie padnie? Czy tyle, że opisane w książce rzeczy to zbiór konfabulacji nie wartych wykorzystania w kampanii?
  3. Ostatnie co wiem, to że prezentowany w książce obraz ma dwóch głównych bohaterów. Jednym jest najwyższej rangi polityk, drugim autor. Polityk to uosobienie zła. Autor zaś to ktoś na kształt superbohatera, którego mimo zagrożeń "nie imają się kule" i który niemal w pojedynkę ratuje świat od zagłady. Nie wiem tylko co ważniejsze - zatrzymanie złego, czy zbudowanie własnego wizerunku?
Jedno jest pewne - książka potrafi namieszać w głowie. Jeśli więc macie na to ochotę na trzy dni przed wyborami - kupujcie, pożyczajcie i czytajcie. W internecie promocja na e-booki! Może tych siła złego nie wykupi do "ostatniego egzemplarza"?

Tylko co zrobić w niedzielę? Cejrowski chce głosować na żelazko. Mam wrażenie, że nad wieloma poważnymi sprawami i prawdziwymi problemami Polaków jeszcze nikt się w tej kampanii nie pochylił. Straszą nas tylko sobą - jak to politycy. To cholernie męczące. Niech już nastanie poniedziałek!

czwartek, 7 maja 2015

Nie zagłosuję na chłopca z plasteliny!

Ręce, które lepią kandydata na partyjnego prezydenta
Do końca prezydenckiej kampanii zostało 48 godzin. Nie jest mi obojętne kogo wybierzemy, tak jak nie jest mi obojętne jaka czeka nas przyszłość i kto nas reprezentuje.
Nie zmienia to faktu, że nie wiem na kogo głosować! Nie jestem bowiem politykiem i nie czuję związku z żadną partią (tak jak partie nie czują związku z ludźmi - mimo wycierania sobie nimi gęb).

Dzięki wprowadzeniu JOW-ów (jednomandatowych okręgów wyborczych) w wyborach samorządowych 2014 roku zdecydowałem się wystartować do Rady Miasta Radzynia Podlaskiego z niezależnego komitetu LRA. Tylko dzięki JOW-om zdecydowałem się na ten krok i wygrałem! Dlatego jestem ich gorącym zwolennikiem!
Partie, partyjniactwo, przynależność i polityka to zupełnie obce mi rzeczy. Bliskie są mi dobro wspólne, współdziałanie, przyszłość i rozwój - mój, bliskich, mojej małej i dużej Ojczyzny. Dzięki JOW-om odniosłem sukces - zdobyłem mandat radnego. A właściwie to dzięki ludziom, którzy mogli oddać na mnie głos - niezależnie od tego ile procent zdobyła partia i które miałem miejsce na politycznej liście. Teraz chcę się wykazać dla całej społeczności Radzynia. Dlatego próbuję nawiązać mądrą współpracę przy rzeczach dobrych, a negować te, z którymi się nie zgadzam. Gdybym był "partyjny" musiałbym liczyć się głównie z linią partii, jej przywództwem od którego bym zależał. Mieszkańcy byliby na dalszym miejscu.
Właśnie dlatego popieram Pawła Kukiza i jego sztandarowy postulat - JOW! Rozumiem krytykę tej ordynacji wyrażaną przez partyjniaków i polityków, ale głęboko się z nią nie zgadzam. Partie muszą krytykować JOW-y! Mają przy nich mniejszy wpływ na to kto jest wybierany. Realny wpływ odzyskują obywatele! Jeśli wybiorą partie - ich wybór. Jeśli społeczników, aktywistów, aktorów lub sportowców - też dobrze!
I nie przeszkadza mi to, że Kukiz nie nosi garnituru, śpiewa głośne piosenki i nie czuje się dobrze w polityce. Dla mnie to są jego atuty! W pierwszej turze Bronek dostaje ode mnie żółtą kartkę, a na chłopca z plasteliny nie zagłosuję na pewno!

czwartek, 30 kwietnia 2015

Dar od niebios

"Ranczo" jedzie do Radzynia.
I nagle znów jesteśmy w centrum uwagi, a Radzyń jest centrum Wszechświata.
- To byli u was kamerować? - pytają mnie osoby, które dowiadują się, że kawiarnia Kofi&Ti będzie w serialu "Ranczo". - Pokażą was w telewizji? - Ławeczka z Pietrkiem, Solejukiem, Hadziukiem i Japyczem stanie przy Warszawskiej? - Będziecie podawać pierogi Solejukowej i sprzedawać Mamrota? Znajomy fan serialu pisze do mnie: - Zróbmy coś, żeby władze zaprosiły ekipę "Ranczo" do nagrania choć jednej sceny w Radzyniu. Dziennikarze pytają mnie czy serial jest dobrze wykorzystany przez miasto do promocji. Ktoś życzliwy podpowiada:
- Co nam po tym "Ranczo"? Gdyby nawet ktoś tu przyjechał, to i tak nie ma tu co oglądać. Z życzliwym się nie zgadzam. Do ciekawych puszczam oko.
Myślę, że w Radzyniu nie trzeba nam już kamer ekipy "Rancza". Dar od niebios/łut szczęścia już nam się trafił. W każdym odcinku kultowego serialu pada nazwa naszego miasteczka, pojawia się rejestracyjna tablica, autobus, gazeta, czy mała klimatyczna kawiarenka. Zastanówmy się co zrobić z tym faktem, bo fani "Rancza" nie przyjeżdżają do nas szukać gór, jezior ani plaży z molo. Ale przyjeżdżają! Odnajdują tu sielski klimat, spokój i miejsca, gdzie czas płynie wolniej. Bo takie jest "Ranczo" i taki jest nasz mały Radzyń.
Najważniejsze jednak jak się do tego nastawimy. Zechcemy tę szansę wykorzystać, czy będziemy pomstować na biedę, bezrobocie i złe władze? Wymyślimy coś, czy będziemy czekać aż inni zrobią to za/dla nas. Póki co spotkajmy się w Kofi, albo przed telewizorami w niedzielę, 10 maja o 20.00. I wcale nie po to, żeby się przekonać kto zostanie prezydentem.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Dotykanie ciepłego chleba

Pewnego dnia wybrałem się z córką na spacer bulwarem nad Białką. Dobrze znamy tę trasę - chodzimy nią często. Tego dnia jednak z rutyny dreptania nad rzeczką i przyglądania się kaczkom wytrąciły nas błyszczące, żółte "urządzenia do sprzątania po psach". Dla uproszczenia wymyśliłem dla nich zgrabną nazwę - "kloaczne słupki". Na górze słupka puszka z ciasno upchniętymi foliówkami, na dole pojemnik na torebki pełne psiej kupy. Stanęły i czekają. Urząd patrzy na nie z dumą. Mieszkańcy z nieufnością. Ja patrzę jednym okiem dumnie, a drugim nieufnie. Cieszę się, że dano mieszkańcom możliwość sprzątania po psach. Sam o to dbam i walczę o takie możliwości. Niestety jest to tylko czubek lodowej góry. Problem zasranych trawników, na które strach puścić dziecko, jest głębszy. Uważam, że poza ustawieniem "kloacznych słupków" należy wyjść do mieszkańców z akcją edukacyjną i uświadamiającą. Żeby wiedzieli, żeby się nie wstydzili, żeby dbali o to co wspólne. Niestety, poza paroma informacyjnymi wrzutkami w mediach, zabrakło pomysłów na tę stronę medalu. Przygotowałem więc dla Państwa instrukcję - krok po kroku - jak sprzątać po swym psie (poniżej). Nie ma się bowiem czego bać! Dotykanie przez folię ciepłej kupy swego pupila jest bezpieczne. W chłodny dzień bywa nawet przyjemne. Jak dotykanie przez folię ciepłego chleba na sklepowej półce. Proszę mnie źle nie zrozumieć - zestawienie świętego chleba z psią kupą ma służyć jedynie rozwiązaniu problemu brudnych trawników. Pragnę namówić tych, którzy po psach nie sprzątają do zmiany myślenia i zachowania. Zatem ruszajmy gówno - niech dłużej nie śmierdzi!


***
PS. Kiedy wracałem ze spaceru i wrzucałem psią kupę do pojemnika zauważyła mnie znajoma. Podeszła i mówi: - Patrzę z daleka i myślę - wreszcie jakiś mieszkaniec z tego korzysta. Podchodzę, a to ty!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Koncept mistrza, czy dzieło przypadku?

Oto gdzie i jak powstają
 kolejne egzemplarze gry...
Czy jest jeszcze w Radzyniu osoba, która nie słyszałaby o tym, że Janusz Wlizło stworzył grę? Wątpię! Praca jaką wkłada on w promocję swego dzieła jest nie tyle imponująca, co skuteczna. Kiedyś Bob Marley swoją muzyką godził skłóconych polityków na Jamajce. Dziś Janusz jest o krok od posadzenia przy jednej planszy Rębka i Kotwicy. Choć nie mi oceniać, czy akurat ci dwaj politycy są zwaśnieni jak polityczne gangi na Jamajce w latach 70-tych. Tak tylko pomyślałem... 
Planszówka nazywa się Conceptus Masters. Jeśli rzeczywiście jest jeszcze ktoś, kto nie grał, nie widział i nie wie co to to jest, to napiszę jednym zdaniem. Gra polega na dotarciu do punktu bronionego przez przeciwnika lub usunięciu z planszy wszystkich kamieni, którymi broni dostępu do owego miejsca. Proste? Nawet bardzo! Śmiem twierdzić, że w istocie tej gry objawił się geniusz autora. Zwykle bowiem ma on tendencję do rozwlekłości i przegadywania tego co pisze, o czym opowiada i co robi. Czasem wychodzi to na dobre (vide ilość mistrzów w taekwon-do, których wychował), a czasem nie. Nie wiem czy jest w tym zasługa brody, która towarzyszyła Januszowi podczas dopracowywania gry, ale w jej koncepcji naprawdę objawia się mistrzostwo. I nie przeszkodzą mi w podtrzymaniu tego twierdzenia mniej udane, a towarzyszące grze, dzieła przypadku: trochę nazbyt rozbudowana szata graficzna, plany na stworzenie perfum a'la Conceptus, czy bicie rekordu w najdłuższej partii w Conceptusa pod wodą - bez tlenu (sic!).
To jak? Ma ktoś ochotę na partyjkę Conceptusa? Na sucho, z tlenem i czymś do picia w Kofi&Ti! Zapraszam!

poniedziałek, 30 marca 2015

Win-win!

Życie na streecie.
Szkoda, że Państwo tego nie widzieli! W miniony czwartek, po trzech godzinach obrad miejskiej rady, do głosu doszła młodość. Grupa nastolatków dzielnie wytrwała wszystkie dość nudne dla nich dyskusje. Bo to jeden się czymś chwali, drugi czegoś chce, inny o coś prosi. Chapeau bas po raz pierwszy! Ja bym pewnie wolał szaleć na rowerze, bo pogoda była piękna. Większość radnych - gdyby mogła - pewnie też wolałaby być gdzie indziej i robić co innego. Takie można było odnieść wrażenie, choć pewna aktywność była widoczna. Ale do rzeczy...
W punkcie wolne wnioski, w którym każdy mieszkaniec może zabrać głos, wstał jeden z nich i wygłosił przygotowany tekst. Publiczność zamarła, bo młody brzmiał lepiej niż niejeden miejski radny. Sypał argumentami i liczbami. Spójnie i logicznie wyłożył z czym przyszedł. A przyszedł z prośbą o działania w sprawie skate-parku dla młodych miłośników sportów ekstremalnych. Podziękował radnym, którzy temat skate-parku poruszyli. Podziękował burmistrzowi za tzw. udostępnienie, czyli share'owanie content'u (czyt. szerowanie kontentu - nie mylić z szorowaniem kontynentu) czym burmistrz wydał się lekko zaskoczony. Zdaje się bowiem, że sam nie prowadzi swego facebook'owego profilu. Mniejsza z tym! Na koniec pięknej mowy młodzi złożyli na ręce włodarza i w błysku fleszy 721 podpisów osób popierających ich inicjatywę. Chapeau bas po raz drugi!
I co teraz? Co teraz z ponad 700-osobami, które chcą skate-parku? Taka liczba to 1/4 wyborców burmistrza. Trafią do segregatora? Do niszczarki? A może warto rozważyć fakt, że większość z młodych - choć dziś wciąż małoletni - w 2018 roku nabędzie już wyborcze prawa i może się przyczynić do reelekcji. Jakby nie patrzeć zbudowanie skate-parku i siłowni pod chmurką to będzie po prostu dobre działanie dla wszystkich. Sytuacja "win-win"! Każdy zwycięża, przegranych brak! No przynajmniej takie miałem wrażenie po ostatniej sesji.

(Fot. http://www.wedrowki.com/)

poniedziałek, 23 marca 2015

Siusiumajtki z kipą pod nosem

(Żadne dziecko nie ucierpiało
podczas pisania tego tekstu)
Jakie wrażenie zrobiły na Państwu doniesienia ze szkoły w Szczodrem i z przedszkola w Parczewie? Nauczycielki za metodę wychowawczą obrały tam zaklejanie uczniom ust taśmą klejącą. Mi przypomniała się scena z III klasy podstawówki. W akcie desperacji jedna z nauczycielek właśnie tak postanowiła okiełznać wyjątkowo niesfornego kolegę imieniem Kajtek. Sytuacja była jednorazowa, wszyscy się z tego śmialiśmy. Kajtek też. Nikt nas nie terroryzował, nie wyzywał od tych "z kipą pod nosem" i "siusiumajtków". Na Śląsku było inaczej. Dzieci mimo to nie skarżyły się rodzicom. Bały się, że i tak nikt im nie uwierzy. Rodzice nawet jeśli coś podejrzewali - bagatelizowali problem.
Często naszym marzeniem jest wychować dzieci na ludzi asertywnych, pewnych siebie i odważnych. Póki jednak są dziećmi oczekujemy pasywności, podporządkowania i w kółko im powtarzamy "bądź grzeczny!". O tym jak ma się jedno do drugiego nie myślimy wcale lub kiedy jest już za późno.
Posyłamy dzieci do szkoły licząc, że nauczyciele rozwiążą problemy za nas. Sami zaś oddajemy się zarabianiu pieniędzy. Potrzebnych na podręczniki, korepetycje, zajęcia dodatkowe i pomoce naukowe. Na gadżety, które zastąpią nas i nasz czas - lalki, smartfony, tablety i rakiety. Z przerażeniem patrzymy na dziecko, którego problemów wkrótce nie znamy lub nie rozumiemy, a z mediów dobiegają informację o nastolatkach, którzy popełniają zbiorowe samobójstwa lub mordują rodziców.
A może uczyć dziecko w domu, skoro szkoła wcale nie rozwiązuje problemów tylko nakleja na nie klejącą taśmę? W "dzień wagarowicza" uczniowie uciekają z lekcji do parku. Z nauczycielem bywają tam sporadycznie. Domowa edukacja daje szanse na to, żeby przyrody dziecko uczyło się w lesie, muzyki na koncercie, a fizyki z tatą w warsztacie. Każdy dzień może być trochę jak "dzień wagarowicza". Tylko kto ma na to czas? No właśnie. Tych co mają zapraszam na spotkanie do Kofi&Ti, 28 marca 2015 roku o godzinie 19.00. Najlepiej z dziećmi...
Więcej informacji o spotkaniu - WEBINAR: Alternatywna Edukacja

poniedziałek, 16 marca 2015

Z Jakubowskim przegrać, to jak wygrać...

A. Wasak. Portret pędzla A. Warhola.
...mogłaby powiedzieć Anna Wasak (moja konkurentka w wyborach do rady) obejmując posadę asystenta burmistrza Rębka. Fucha to nie byle jaka, bo wielofunkcyjna. Rzecznik prasowy, pośrednik między urzędem miasta a domem kultury, no i wreszcie główny zarządca, marketingowiec i fundraiser* pałacu Potockich. Jako radna mogłaby liczyć na nieco ponad 500 złotych. Jako asystentka weźmie co najmniej trzy tysiące. Można więc zaryzykować, że opłaciło się przegrać. 
Pani Aniu! Winszuję błyskawicznego awansu i życzę, żeby pałac ostatecznie przeszedł w ręce miasta, bo póki nie przeszedł, to nie ma czym zarządzać... No właśnie! Co prawda uczę się dopiero "wielkiej polityki", ale za to od najlepszych. Burmistrz Rębek mówił na ostatniej sesji, że miasto nie może wydawać pieniędzy na nieswoją własność. Zatem przydałoby się nam już to przejęcie, bo przecież nie będzie Pani zdobywać milionów na pałac, który nie jest nasz własny, tylko państwowy. Burmistrz mówił wręcz, że byłoby to niezgodne z prawem.
Z tego samego powodu nie przychylił się też do wniosku radnego Roberta Mazurka, który podsunął pomysł powołania grupy roboczej, poszukującej najlepszego pomysłu na pałac. Uznał, że póki pałac nie należy do miasta, praca takiego zespołu nie ma sensu. Nieśmiało więc pytam - jaki sens ma zatrudnianie fundraisera i zarządcy dla obiektu, który nie jest własnością miasta? Cóż za żelazna logika i konsekwencja?
Pani Aniu! Będzie o czym pisać. Wiersze też!
*fundraiser - osoba odpowiedzialna za pozyskiwanie pieniędzy z zewnętrznych źródeł.

czwartek, 19 lutego 2015

Skurcz Radzynia

Edvard Munch, "Krzyk"
W latach 2009-­2014 z Radzynia zniknęło 575 osób. To blisko 4%! Jeśli przyjąć, że w jednym mieszkaniu w bloku mogą mieszkać średnio trzy osoby (np.: rodzice z dzieckiem), a blok ma 60 mieszkań, to w ciągu pięciu lat opustoszało nam 180 mieszkań. Trzy bloki!
Statystyka nie uwzględnia tych, którzy pracują i mieszkają gdzie indziej, a w Radzyniu są tylko zameldowani. Oni do Radzynia nie wrócą, a rozstaną się z nami na dobre. Duże miasta wprowadzają bowiem "karty mieszkańca", które dla osób zameldowanych, czyli płacących podatki, gwarantują zniżki i przywileje. To może spowodować, że radzynianie mieszkający w Warszawie już niedługo staną się warszawiakami.
Co to znaczy dla nas? Więcej miejsc pracy? Więcej mieszkań na rynku? A może więcej lokali na wynajem? To wszystko pozory. Zmniejszenie liczby mieszkańców to mniej dzieci, które chodzą do szkół, mniej osób kupujących w małych sklepach, pijących kawę w Kofi&Ti, noszących ubrania do pralni, naprawiających samochody i chodzących do fryzjera. To skurcz dla lokalnej gospodarki, która żeby się rozwijać potrzebuje mieszkańców. Takich, którzy zarabiają jak najwięcej i wydają pieniądze tu - nie w angielskim, niemieckim, czy portugalskim markecie. Żeby gospodarka kwitła pieniądz musi krążyć!
Mniej mieszkańców to niższe wpływy z podatku dochodowego i szczuplejszy budżet miasta. W Radzyniu co czwarta złotówka pochodzi z podatków od dochodu osób fizycznych. Niestety tylko co drugi podatnik, z których każdy dokłada do miejskiej kasy ponad tysiąc złotych, zarabia te pieniądze w naszym mieście. Reszta pracuje gdzieś w Polsce lub świecie. Co będzie kiedy liczba podatników zmniejszy się o połowę? Mówi się w Radzyniu o budowaniu socjalnych mieszkań. Dla kogo,­ skoro „trzy bloki puste”? No i kto to sfinansuje? Może więc najpierw pomyślmy o tym jak ściągnąć do miasta ludzi młodych i zaradnych?
* Informacje pisane pochyłym drukiem pochodzą z prezentacji Anety Dobroch i były prezentowane na styczniowej sesji Rady Miasta.

W piątek, 20 lutego 2015 r. zapraszam do Kofi&Ti na dyskusję na temat polityki prorodzinnej. Więcej o wydarzeniu: https://www.facebook.com/events/1407432986225262/

poniedziałek, 9 lutego 2015

Audi 80

Pół powiatu takie ma - mam i ja!
Temat ten czekał na mnie długo. Czatował na parkingu pod mieszkaniem. Spokojnie, bez pośpiechu, wiernie. Czekał od lat i właśnie teraz się doczekał. 
W ostatnim numerze "Wspólnoty" opublikowano oświadczenia majątkowe nowych miejskich radnych - w tym moje. Dziwnie się z tym czuję, że trzeba oświadczać co się ma. Mimo to biorę na klatę fakt, że mam jakieś oszczędności i starą chałupę na wsi. Taka karma. Mama od zawsze powiadała, że "robota lubi głupiego".
Ale temat, który chcę rozwinąć wcale nie dotyczy łąki, którą posiadam. Dotyczy samochodu! I teraz kolejne zdziwienie. Dziwnie się z tym czuję, że muszę pouczać dziennikarza, który napisał o moim oświadczeniu. Niestety z owego tekstu dociekliwy wysnuje zły wniosek. W rubryce "samochód" napisali: "brak". A przecież pół Radzynia wie, że Jakuboski starym brudnym Audi 80 jeździ. Znaczy skłamał? No nie... redaktorka sierota! W oświadczeniu trzeba wpisać wszystko, co masz, a co warte więcej niż 10 tysięcy. Stare Audi warte mniej! Redaktorka nie doczytała, wiec napisała jak pomyślała, i wyszło jak wyszło.
W całej tej sprawie najbardziej żal mi samochodu. Nigdy mnie nie zawiódł. Raczej zawiózł wszędzie gdzie potrzebowałem. Wiernie służy już siódmy rok, i pewnie jeszcze posłuży. Stara sprawdzona 23-latka. Gdyby umiała czytać "Wspólnotę" pewnie by się na mnie obraziła, że się jej wyparłem w żywe oczy czytelników.

***
PS. Drogi Wujku Adamie! Dziękuję za troskę o elektorat. Myślę, że w jednym miejscu ma on moją sympatię do działań Orkiestry, Antoniego oplutego jadem i 28-stronicowe PDFy.
Tylko czy na pewno w sercu?

niedziela, 1 lutego 2015

Pałac wzięty!

Taki pomysł - renowację rzeźb
sfinansują radni PiS, a rzeźby dostaną
ich twarze. Dobry?
Radni Radzynia wyrazili wolę, a burmistrz tę wolę wypełni i pałac Potockich wreszcie będzie nasz - znaczy miasta. Wcześniej też był nasz, ale mniej, bo państwowy, czyli wspólny. A w Polsce jak coś jest wspólne, to w sumie niczyje. Można wziąć i nie oddać, można nie dbać i się nie martwić. Martwić się trzeba o siebie i swoje. No to będziemy mieć pałac nasz i niczyj więcej. I dobrze! Myślenie logiczne, ale niekompletne. 
No bo co teraz? Co jak już pałac będzie wreszcie bardziej nasz niż dotychczas? Ano przyjdzie pokazać jakimi jesteśmy gospodarzami. Jak potrafimy zadbać o zabytek i jego otoczenie. Jak wykorzystać jego wszystkie atuty, jak sprawić by był dla Radzynia szansą i sprężyną, a nie kłopotem i obciążeniem.
Burmistrz wie i nie zamierza drapać się w głowę - większa szkoła muzyczna, archiwum, ośrodek kultury. Radni PiS mu wierzą i gratulują polotu. Ja śmiem mieć wątpliwość, więc pytam - przejąć pałac i co dalej? Propozycje Rębka być może pozwolą na opłacenie części bieżących kosztów, ale na nic więcej. Wiem, bo Radzyń już to przerabiał. Przez całą drugą połowę XX wieku w pałacu rezydowali różni książęta, sędziowie, urzędnicy, nauczyciele i pomagierzy. Efekt widać dziś. Straszące i zdewastowane wnętrza, zaniedbany dziedziniec, zrujnowany park, zniszczone rzeźby.
 Dlaczego teraz mieliby dokładać? Bo poprosi ich burmistrz? Wolne żarty! Do pałacu nie dołoży nikt, kto nie będzie miał z tego korzyści, więc ani szkoła, ani archiwum, ani ośrodek kultury. Będą siedzieć, pić kawę i czekać... 
Przez lata nawet pies z kulawą nogą nie przychodził do pałacu jeśli nie musiał, a teraz niby przyjadą turyści? Przyjadą i zostawią kasę w naszym gasnącym miasteczku?
Kiedy ojciec Ignaca Potockiego - Eustachy - stawiał sobie w Radzyniu rezydencję chciał, żeby z podziwu przyjezdnym oczy na wierzch wychodziły. I tak było! Kiedy Szlubowski stracił finansową płynność, a pałac podupadł, postanowił oddać go państwu. I tak się stało! 100 lat później miasto dalekie jest od finansowej stabilności, stan pałacu martwi, a burmistrz i radni biorą go na barki mieszkańców. I to bez żadnego sensownego pomysłu na to jak czerpać z pałacu korzyści. Nie ma pomysłów, więc korzyści też nie będzie. Będą koszty!


Więcej o pałacu - wpis z 13 lutego 2014 r. pt. "Pałac psu na budę"

piątek, 23 stycznia 2015

Biedroneczko leć do nieba

Różne biedronki azjatyckie
i jedna portugalska
W środku zimy, nie wiadomo skąd, pojawił się w moim mieszkaniu rój biedronek. Niespodziewanie znajduję jakąś na pościeli, na biurku w pracowni lub na kuchennym stole. Skąd one wyłażą? Takie niby fajne i pożyteczne zwierzątko, mszyce zjada... Ale dlaczego, jak Pan Bóg przykazał, nie śpi w zimie? Mszyce śpią. Pomyślałem, że pokażę dziecku, czegoś je nauczę, opowiem o kropkach. Nic z tego! Córeczka przez chwilę wpatrywała się w swą malutką rączkę, ale na moje słowa - biedroneczko leć do nieba - zacisnęła dłoń w piąstkę. Pokój wypełnił drażniący, ostry smrodek martwej bożej krówki. Podreptaliśmy do łazienki umyć rączkę.
***
Pierwszy dyżur radnego upłynął mi na czytaniu książki. Nie przyszedł nikt. Sytuację uratowała przemiła rozmowa Panią sprzątającą trzecie piętro gmachu przy Warszawskiej 32.
- Córka pracę na kasie w Biedronce dostała tylko dlatego, że po studiach zrobiła kurs języka migowego. Podyplomowych już nie robiła. Nie wierzy w ich sens. I tak nie znajdzie pracy. Godzi się na 800 złotych i umowę na 2/3 etatu.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Kiwałem głową. Nie wiem czy córka pani z którą rozmawiałem robi w tej samej Biedronce zakupy i się cieszy, że tanio. Tanio, bo kasjerkom po studiach płacą po 800 złotych. Podobno w całym kraju mamy ich już 2500, a na koniec roku będzie 3000. Ile małych sklepów upadnie? Ilu magistrów zamknie biznes i pójdzie na kasę za 800 złotych?
***
Biedronki z mieszkania okazały się chińskie. Mutanty. Nie zimują i (według Google) ugryźć potrafią. Takie czasy, że nawet biedronkom ufać nie warto.

piątek, 16 stycznia 2015

Szlaban na WOŚP

Nie zbierałem w tym roku pieniędzy na WOŚP, choć byłem wolontariuszem, dostałem puszkę i identyfikator. I to wcale nie przez zdziesiątkowane ataki przeciwników działań Jurka Owsiaka, nie przez paranoiczne teorie, które wyziewają z 'niepokornych' mediów, nie przez podejrzenia. Wszystkiemu winna pora roku w której orkiestra gra. Przeziębiony brałem antybiotyki, a w sobotni wieczór dałem sobie postawić na plecach bańki i szlaban na wyjścia gotowy.
Miałem za to szansę uważniej śledzić nagonkę na akcję Owsiaka w internecie. Miałem czas przeczytać teksty, obejrzeć filmy, wysłuchać pseudo-ekspertów. Czego tam nie brak? Że dzieci zbierające na orkiestrę marzną, że całe to zaangażowanie mediów, wszystkich służb i ludzi za dużo kosztuje, że nie wszystkie pieniądze jakie ma WOŚP idą na sprzęt medyczny (część na szkolenia, wynagrodzenia i koszty), że Przystanek Woodstock. Niektórzy idą dalej! Zarzucają Owsiakowi oszustwa i kradzieże. Manipulują liczbami ze sprawozdań fundacji. Rzygać się chce. Oni plują jadem, a mi się chce na nich rzygać.
Myślę sobie: po co im to wszystko? Po co ta zawiść, po co cały ten demagogiczny wysiłek, po co manipulacje? Ale to proste jak cała socjal-konserwatywna prawica. Idziemy do władzy! A skoro Owsiak nie jest z nami to jest naszym wrogiem i znajdziemy dowody na to, że jest wcielonym złem. Boże! Widzisz to i nie grzmisz? A może się śmiejesz?

czwartek, 15 stycznia 2015

Najsamprzód kultura


"Najsamprzód jest kultura. Potem długo, długo, długo nic i... sztuka.
Na końcu!".

Tak w doskonałym skeczu Janusz Gajos rozprawił się z typowo polskim sposobem postrzegania kultury - odklejonej od wszystkiego i wszystkich. Tak też mamy w Radzyniu. Kultura jednak nie lubi być długo odklejona. Czepia się więc: szkół, kościołów, kawiarni, sklepów - co to je w galeriach umieszczają, zabytków, miejskiej przestrzeni. Czasem czepia się nawet zupełnie zwykłych ludzi. Najgorzej jak przylepi się do polityki. Efektem tego: co w Radzyniu nowy burmistrz, to nowy dyrektor domu kultury.
Tym razem jednak nie jest łatwo. Na stanowisko głównego menadżera radzyńskiej kultury nie ma wielu chętnych. Tu i ówdzie szepcze się tylko o tym, kto zastąpi Wojtasia. Burmistrz milczy, nikogo nie namaszcza, nic nie sugeruje, nie ogłasza też konkursu - choć mógłby. W takim konkursie istnieje bowiem ryzyko, że ktoś złoży ofertę. Może to nawet być osoba, która wie coś o kulturze, a nie startowała z niepowodzeniem w ostatnich wyborach z listy PiS. I co wtedy?
Kuluarowa lista kandydatów na dyrektora ROKu ogranicza się niestety (poza kolegą Adamem, o którym jeszcze później) do osób przegranych, które wiedzę o kulturze mają wąską, a doświadczenie skromne.
Moja teoria jest taka: aby coś się w ROKu zmieniło - a że zmian tam trzeba nikt nie zaprzeczy - dyrektorem musi zostać jakiś wariat/idealista (znam jednego i nie jest zainteresowany) albo samobójca. Po fali zwolnień w ośrodku, Radzyń ześle bowiem nowego dyrektora w społeczny niebyt, a burmistrz też się wtedy nań wypnie. Wszyscy o tym wiedzą, dlatego chętnych brak.
Druga część teorii mówi, że skoro plany ambitne (Rębek obiecał stworzenie dużego centrum kultury w przejętym na rzecz miasta pałacu Potockich), to dyrektorem powinien zostać jednak profesjonalista. Ale jedynym, który swoje już wygrał, a w Kocku ma jak u Pana Boga za piecem, jest Adam Świć. Czy zgodzi się on na tę samobójczą misję? Tego nie wie nawet Molas, na którego zaszczyt pełnienia obowiązków spadł jak grom z jasnego nieba i będzie leżał mu na plecach co najmniej do końca stycznia.

wtorek, 13 stycznia 2015

Życzliwości


Jeśli chciałbym podsumować miniony rok jednym słowem, i w tym samym słowie zawrzeć życzenia na rok następny, powiedziałbym: "życzliwości". 
Przykładem niech będzie pani Ewa z warzywniaka przy Warszawskiej. Ilekroć przychodzę do niej po świeże pomidory i soczyste jabłka sklep, choć mały, pełny jest życzliwości. Przypadkowo spotkani w tym miejscu ludzie, witają się i serdecznie rozmawiają - o sezamowych ciasteczkach, przepisach na ćwikłę z gotowanych buraczków, miodzie z małej pasieki i codziennych problemach. W życzliwym otoczeniu ich rozwiązanie jest łatwiejsze. 
W spożywczaku na rogu Warszawskiej i Chomiczewskiego zamówione dwa bochenki żytniego chleba czekają i pachną. Bez kropli życzliwości pani Eli pewnie bym się spóźnił i już by ich dla mnie zabrakło. Nie musiała przecież ich odkładać - kto pierwszy ten lepszy - a jednak... 
Życzę Państwu, żeby w 2015 roku życzliwości spotykały Was na każdym kroku. Małe i duże, w słowach i czynach, zawsze prawdziwe a nigdy wymuszone. 
Po wielu moich wspólnotowych felietonach prowadzę sympatyczne rozmowy z przyjacielem z Czemiernik. Dzwoni poruszony co niektórymi tekstami, czasem o coś dopytuje, innym razem się śmieje lub wspólnie szukamy wyjaśnień. Takich ludzi - życzliwych i nieobojętnych - spotykajcie przez cały rok! Życzliwości!

środa, 7 stycznia 2015

Poszerzaj horyzonty - poznaj stronę ngo.pl [zaproszenie]

W najbliższą sobotę, 10 stycznia od godz. 10.00 do 14.00 w kawiarni Kofi&Ti odbędzie się bezpłatne seminarium na którym przedstawiony zostanie szczegółowo portalu ngo.pl, jego możliwości komunikacyjne i promocyjne. Jest to strona dla wszystkich, którzy działają w stowarzyszeniach, chcą pozyskiwać pieniądze na działalność społeczną, pragną znać aktualne przepisy lub po prostu poszerzać swe horyzonty i kontakty w świecie społeczników i aktywistów. Na spotkanie planowany jest także blok warsztatowy poświęcony komunikacji i promocji działań społecznych.
Seminarium organizowane jest przez portal organizacji pozarządowych ngo.pl, we współpracy z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności i Akademią Rozwoju Filantropii w Polsce. Zainteresowani proszeni są o wypełnienie ankiety i przesłanie jej pod adres jakub.jakubowski(małpa)post.pl