piątek, 23 stycznia 2015

Biedroneczko leć do nieba

Różne biedronki azjatyckie
i jedna portugalska
W środku zimy, nie wiadomo skąd, pojawił się w moim mieszkaniu rój biedronek. Niespodziewanie znajduję jakąś na pościeli, na biurku w pracowni lub na kuchennym stole. Skąd one wyłażą? Takie niby fajne i pożyteczne zwierzątko, mszyce zjada... Ale dlaczego, jak Pan Bóg przykazał, nie śpi w zimie? Mszyce śpią. Pomyślałem, że pokażę dziecku, czegoś je nauczę, opowiem o kropkach. Nic z tego! Córeczka przez chwilę wpatrywała się w swą malutką rączkę, ale na moje słowa - biedroneczko leć do nieba - zacisnęła dłoń w piąstkę. Pokój wypełnił drażniący, ostry smrodek martwej bożej krówki. Podreptaliśmy do łazienki umyć rączkę.
***
Pierwszy dyżur radnego upłynął mi na czytaniu książki. Nie przyszedł nikt. Sytuację uratowała przemiła rozmowa Panią sprzątającą trzecie piętro gmachu przy Warszawskiej 32.
- Córka pracę na kasie w Biedronce dostała tylko dlatego, że po studiach zrobiła kurs języka migowego. Podyplomowych już nie robiła. Nie wierzy w ich sens. I tak nie znajdzie pracy. Godzi się na 800 złotych i umowę na 2/3 etatu.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Kiwałem głową. Nie wiem czy córka pani z którą rozmawiałem robi w tej samej Biedronce zakupy i się cieszy, że tanio. Tanio, bo kasjerkom po studiach płacą po 800 złotych. Podobno w całym kraju mamy ich już 2500, a na koniec roku będzie 3000. Ile małych sklepów upadnie? Ilu magistrów zamknie biznes i pójdzie na kasę za 800 złotych?
***
Biedronki z mieszkania okazały się chińskie. Mutanty. Nie zimują i (według Google) ugryźć potrafią. Takie czasy, że nawet biedronkom ufać nie warto.
Jeśli macie jeszcze siłę czytać:
Sierakowice. Gmina gdzie nie ma Biedronek (148 sklepów i żadnego dyskontu) - biznes.gazetaprawna.pl
Jak zabezpieczyć się przed biedronką azjatycką - www.ekologia.pl

8 komentarzy:

  1. Ja pracuję w biedronce na cały etat i mam 1600 na rękę + dodatki
    Każdy się żali, a fakty są takie że racji nie mają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informację. Z ciekawości chciałbym zapytać, czy Pan/Pani jest po studiach i ile średnio wynoszą te dodatki?

      Usuń
    2. Właśnie kończe poważne studia inżynierskie, dodatki bazowo 300zł ale to duża złożoność, wynik sklepu czyli zysk po odliczeniu strat, wynik kontroli i procentowe przedziały konkretnych parametrów obsługi itp

      Usuń
    3. Sprawdziłem. Płaca minimalna brutto wynosi aktualnie 1750 zł. Więc pani na 2/3 etatu mogła mieć 800 zł netto. Przy płacy minimalnej to możliwe. Jeśli jest to osoba "po studiach" to pewnie chciałaby więcej. Druga sprawa, czy "po studiach" powinno się szukać pracy, czy samemu ją organizować albo wręcz dawać innym.

      Usuń
  2. Panie Jakubie jako cel na ten rok założyłem sobie troszeczkę wyedukować pana ekonomicznie( ot taki żarcik). Widzę że poszedł pan zgodnie z obowiązującym nurtem supermarkety- złe sklepy osiedlowe- dobre. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, jak mawiał klasyk, "oczywista oczywistość". Posłużę się przykładem Załóżmy że przysłowiowa rodzina ma dochód 2000 zł i kupując żywność w osiedlowych sklepikach wydaje na żywność 2000 zł(czyli jak duża część naszych rodzin egzystuje). Następnie w okolicy pojawia się przysłowiowa "Biedronka " i ta rodzina robi zakupy w tymże sklepie i wydaje na żywność 1500 zł a 500 jej zostaje na inne rzeczy. Takich rodzin w okolicy powiedzmy jest 100 które zaopatrywały się w tym małym sklepiku a przeniosły się do Biedronki. Wiadomo że taki sklepik po tych przenosinach upadnie i właściciel straci 3000 miesięcznie ale 100 rodzin zarobi po 500zł czyli 50000 zł I teraz następuje zagadka. Czy supermarket to zło wcielone czy raczej dobro. Oczywiście zależy od punktu patrzenia ale niestety liczby nie kłamią i wydaje mi się że w warunkach regionu biednego tanie sklepy "chińszczyzna" to jednak nie jest negatywne zjawisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ obowiązujący nurt - od 25 lat - to brać wszystko co tanie, masowe i zachodnio-podobne. Obowiązujący nurt to jak przy przetargach - 100% cena. Mainstream to myśleć tylko o sobie, najdalej o czubku nosa.
      A ja w tym tekście namawiam do całkiem niepopularnej postawy - daj zarobić sąsiadowi, daj zarobić mieszkańcowi Twojego miasta, wzmocnij LOKALNĄ gosporadkę, porzuć zawiść i myślenie, że ktoś mógłby się "dorobić". Skoro wspieranie małych, lokalnych sklepów to taka oczywistość to dlaczego dominująca postawa jest dokładnie odwrotna?
      Pański przykład jest dobry. Wykorzystam go. Skoro rodzin jest 100 i każda ma 2000 w I miesiącu to w lokalnej gospodarce mamy 200 000 zł. Jeśli 1500 wydadzą w Biedronce to do Portugalii poleci z biedronkami 150 000 zł. Pozornie zostaje 50 000, ale dlaczego nie mieliby tego ludzie wydać w Tesco, u chińczyka, czy w Lublinie. Co będą dawali zarobić sąsiadowi, nie? W II miesiącu chcieliby zarobić 2000, ale skoro równo 200.000 wydali na zewnątrz to niestety i tam zwykle mogą zarobić - lokalnie nie ma pracy.
      A teraz wyobraźmy sobie, że 200.000 zostaje tu. Wiadomo, że 2000 nie wydamy w jednym sklepie - chodzimy do różnych, więc "zatrudnienie dajemy" nie 3-5 osobom, jak w Biedronce, ale dużo większej liczbie. Oni pracują, zarabiają, wydają lokalnie i dają zatrudnienie kolejnym osobom. W końcu pieniądze wracają do nas, bo my też mamy pracę, coś robimy.
      Oczywiście to nie dzieje się z dnie na dzień. W Biedronce oszczędzamy szybko, ale długofalowo jesteśmy drenowani - to ten kolonializm. Inwestując w gospodarkę lokalną - krótkoterminowo dopłacamy trochę więcej, al długofalowo szalenie zyskujemy. Tylko kto by tu myślał o przyszłości, nie? Skoro nie ma pracy i nie ma co do garnka włożyć, a samochód mam już ponad 10-letni i dzieci proszą o nowe smartfony?

      Usuń
  3. Prawdę mówiąc nie wiem jak panu odpowiedzieć bo poruszył pan wiele wątków w tym kilka o których ja nie wspomniałem. Postaram się więc odnieść do kilku. Po pierwsze aby Biedronka nie drenowała polskiej gospodarki(akurat ona płaci podatki w Polsce) wystarczy jej to uniemożliwić wprowadzając np podatek obrotowy. Po drugie zakłada pan że motorem działania jest zawiść a ja zakładam że rachunek i bieda dlaczego mam płacić za chleb 2,5 za kilogram jak za 2,5 mogę kupić 1,3 kg. I jest to ten sam chleb z tej samej piekarni. I tu dochodzimy chyba do sedna sprawy to ten który produkuje wytwarza "dobro" czyli te 200000 zł. Samo to że "ja kupię od ciebie ty kupisz ode mnie" wbrew pozorom nie przysporzy ani jednego miejsca pracy ani też nie doda ani jednej złotówki - będzie tylko przekładaniem pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Kończąc aby była pełna jasność oczywiście nie jestem zwolennikiem tesców, biedronek czy też lidlów ale też jestem jeszcze większym przeciwnikiem gospodarki nakazowo-rozdzielczej. To klient wybiera to sklep dostosowuje się do potrzeb. Akurat we wsi(6km od Radzynia) z której pochodzę na 600 mieszkańców jest 3 sklepy spożywcze i podejrzewam że jeszcze 5 biedronek w Radzyniu im nie zaszkodzi i gwarantuję że to nie patriotyzm mieszkańców trzyma te sklepy przy życiu tylko konkurencyjne ceny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewien, że sklepy na wsiach trzyma przy życiu tylko to, że mają wyłączność. Ceny na pewno mają wyższe niż markety, które mają wiele sposobów na to aby ceny ich produktów były czasem poniżej kosztów lokalnej produkcji (bo ilość, bo jakość, bo prawo, bo koszty produkcji). I to jest właśnie problem - markety zawsze będą tańsze. Nic z tym nie wygra. Iść z marketem w konkurencję cenową to walka bez najmniejszych szans.
      To czy Biedronka płaci podatki ma tylko częściowe znaczenie. Na pewno nie płaci tyle aby uprawnić wysysanie ogromnych pieniędzy z naszej gospodarki. Bezpowrotnie! Zostawmy to.
      Ja chcę Pana przekonać do jednego. Warto czasem kupić kilogram za 2,5 i oczekiwać, że skoro piekarz zarobił to przyjdzie do mnie na kawę, a ja pójdę gdzie indziej po coś innego. Chcę przekonać, że długofalowo to ma sens. Zgodzi się Pan? Jeśli nie będzie obrotu pieniądza w obrębie lokalnej lub chociażby krajowej gospodarki to skąd ma być praca i pieniądze? Z drukarki? Inna sprawa jest jak sprawić, żeby ta karuzela się kręciła - o tym możemy dywagować.

      Usuń