czwartek, 30 kwietnia 2015

Dar od niebios

"Ranczo" jedzie do Radzynia.
I nagle znów jesteśmy w centrum uwagi, a Radzyń jest centrum Wszechświata.
- To byli u was kamerować? - pytają mnie osoby, które dowiadują się, że kawiarnia Kofi&Ti będzie w serialu "Ranczo". - Pokażą was w telewizji? - Ławeczka z Pietrkiem, Solejukiem, Hadziukiem i Japyczem stanie przy Warszawskiej? - Będziecie podawać pierogi Solejukowej i sprzedawać Mamrota? Znajomy fan serialu pisze do mnie: - Zróbmy coś, żeby władze zaprosiły ekipę "Ranczo" do nagrania choć jednej sceny w Radzyniu. Dziennikarze pytają mnie czy serial jest dobrze wykorzystany przez miasto do promocji. Ktoś życzliwy podpowiada:
- Co nam po tym "Ranczo"? Gdyby nawet ktoś tu przyjechał, to i tak nie ma tu co oglądać. Z życzliwym się nie zgadzam. Do ciekawych puszczam oko.
Myślę, że w Radzyniu nie trzeba nam już kamer ekipy "Rancza". Dar od niebios/łut szczęścia już nam się trafił. W każdym odcinku kultowego serialu pada nazwa naszego miasteczka, pojawia się rejestracyjna tablica, autobus, gazeta, czy mała klimatyczna kawiarenka. Zastanówmy się co zrobić z tym faktem, bo fani "Rancza" nie przyjeżdżają do nas szukać gór, jezior ani plaży z molo. Ale przyjeżdżają! Odnajdują tu sielski klimat, spokój i miejsca, gdzie czas płynie wolniej. Bo takie jest "Ranczo" i taki jest nasz mały Radzyń.
Najważniejsze jednak jak się do tego nastawimy. Zechcemy tę szansę wykorzystać, czy będziemy pomstować na biedę, bezrobocie i złe władze? Wymyślimy coś, czy będziemy czekać aż inni zrobią to za/dla nas. Póki co spotkajmy się w Kofi, albo przed telewizorami w niedzielę, 10 maja o 20.00. I wcale nie po to, żeby się przekonać kto zostanie prezydentem.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Dotykanie ciepłego chleba

Pewnego dnia wybrałem się z córką na spacer bulwarem nad Białką. Dobrze znamy tę trasę - chodzimy nią często. Tego dnia jednak z rutyny dreptania nad rzeczką i przyglądania się kaczkom wytrąciły nas błyszczące, żółte "urządzenia do sprzątania po psach". Dla uproszczenia wymyśliłem dla nich zgrabną nazwę - "kloaczne słupki". Na górze słupka puszka z ciasno upchniętymi foliówkami, na dole pojemnik na torebki pełne psiej kupy. Stanęły i czekają. Urząd patrzy na nie z dumą. Mieszkańcy z nieufnością. Ja patrzę jednym okiem dumnie, a drugim nieufnie. Cieszę się, że dano mieszkańcom możliwość sprzątania po psach. Sam o to dbam i walczę o takie możliwości. Niestety jest to tylko czubek lodowej góry. Problem zasranych trawników, na które strach puścić dziecko, jest głębszy. Uważam, że poza ustawieniem "kloacznych słupków" należy wyjść do mieszkańców z akcją edukacyjną i uświadamiającą. Żeby wiedzieli, żeby się nie wstydzili, żeby dbali o to co wspólne. Niestety, poza paroma informacyjnymi wrzutkami w mediach, zabrakło pomysłów na tę stronę medalu. Przygotowałem więc dla Państwa instrukcję - krok po kroku - jak sprzątać po swym psie (poniżej). Nie ma się bowiem czego bać! Dotykanie przez folię ciepłej kupy swego pupila jest bezpieczne. W chłodny dzień bywa nawet przyjemne. Jak dotykanie przez folię ciepłego chleba na sklepowej półce. Proszę mnie źle nie zrozumieć - zestawienie świętego chleba z psią kupą ma służyć jedynie rozwiązaniu problemu brudnych trawników. Pragnę namówić tych, którzy po psach nie sprzątają do zmiany myślenia i zachowania. Zatem ruszajmy gówno - niech dłużej nie śmierdzi!


***
PS. Kiedy wracałem ze spaceru i wrzucałem psią kupę do pojemnika zauważyła mnie znajoma. Podeszła i mówi: - Patrzę z daleka i myślę - wreszcie jakiś mieszkaniec z tego korzysta. Podchodzę, a to ty!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Koncept mistrza, czy dzieło przypadku?

Oto gdzie i jak powstają
 kolejne egzemplarze gry...
Czy jest jeszcze w Radzyniu osoba, która nie słyszałaby o tym, że Janusz Wlizło stworzył grę? Wątpię! Praca jaką wkłada on w promocję swego dzieła jest nie tyle imponująca, co skuteczna. Kiedyś Bob Marley swoją muzyką godził skłóconych polityków na Jamajce. Dziś Janusz jest o krok od posadzenia przy jednej planszy Rębka i Kotwicy. Choć nie mi oceniać, czy akurat ci dwaj politycy są zwaśnieni jak polityczne gangi na Jamajce w latach 70-tych. Tak tylko pomyślałem... 
Planszówka nazywa się Conceptus Masters. Jeśli rzeczywiście jest jeszcze ktoś, kto nie grał, nie widział i nie wie co to to jest, to napiszę jednym zdaniem. Gra polega na dotarciu do punktu bronionego przez przeciwnika lub usunięciu z planszy wszystkich kamieni, którymi broni dostępu do owego miejsca. Proste? Nawet bardzo! Śmiem twierdzić, że w istocie tej gry objawił się geniusz autora. Zwykle bowiem ma on tendencję do rozwlekłości i przegadywania tego co pisze, o czym opowiada i co robi. Czasem wychodzi to na dobre (vide ilość mistrzów w taekwon-do, których wychował), a czasem nie. Nie wiem czy jest w tym zasługa brody, która towarzyszyła Januszowi podczas dopracowywania gry, ale w jej koncepcji naprawdę objawia się mistrzostwo. I nie przeszkodzą mi w podtrzymaniu tego twierdzenia mniej udane, a towarzyszące grze, dzieła przypadku: trochę nazbyt rozbudowana szata graficzna, plany na stworzenie perfum a'la Conceptus, czy bicie rekordu w najdłuższej partii w Conceptusa pod wodą - bez tlenu (sic!).
To jak? Ma ktoś ochotę na partyjkę Conceptusa? Na sucho, z tlenem i czymś do picia w Kofi&Ti! Zapraszam!