czwartek, 21 maja 2015

Czarna książka

Il. Andrzej Krauze
Pożyczyłem czarną książkę, pochwaliłem się i obiecałem recenzję. "Niebezpieczne związki..." Wojciecha Sumlińskiego pożyczył mi znajomy. Niestety, im bliżej II tury prezydenckich wyborów, tym czytać chciało mi się mniej. Skutecznie zniechęcali mnie, do tej i innych "obywatelskich aktywności", kampanie obu kandydatów: obfitujące w irracjonalne obietnice, puste słowa i rozpaczliwe działania. Powyborczego poniedziałku pragnę tak mocno jak wyborcy wcześniejszej emerytury. Ale skoro obiecałem, to słowa muszę dotrzymać. Doczytałem więc i podzielę się tym co wiem (i czego nie wiem też).
  1. Wiem, że ktoś powinien trafić do więzienia. Nie wiem tylko czy główny bohater, czy może autor? Czytając książkę kilka razy odruchowo zaglądałem na koniec, w poszukiwaniu skanów dokumentów lub innych materiałów źródłowych. Nie znalazłem. Mógłbym więc uwierzyć autorowi na słowo, kiwnąć głową i powiedzieć: "coś w tym może być". Dla mnie to jednak mało - podobnie jak autor wolę bazować na źródłach - najlepiej różnych, bo od thrillera politycznego do political fiction tylko krok. Nie rozumiem więc czemu dla wiarygodności w oczach czytelników, których autor chce przekonać (bo przekonani łykają stawiane tezy jak przysłowiowe "młode pelikany") nie pojawiły się "papiery", które podobno autor ma.
  2. Wiem, że opisane w książce sytuacje, domysły i tezy są mocne, przerażające i porażające. Nie wiem jednak dlaczego sztab kontrkandydata jeszcze tego nie wykorzystał? Może to zrobi podczas ostatniej przed wyborami debaty "jeden na jeden"? Spotkanie oglądać będzie co trzeci Polak - doskonała to więc okazja aby zweryfikować co na temat sensacji z książki ma do powiedzenia bohater książki.
    Tylko co będzie znaczyło jeśli pytanie na jej temat nie padnie? Czy tyle, że opisane w książce rzeczy to zbiór konfabulacji nie wartych wykorzystania w kampanii?
  3. Ostatnie co wiem, to że prezentowany w książce obraz ma dwóch głównych bohaterów. Jednym jest najwyższej rangi polityk, drugim autor. Polityk to uosobienie zła. Autor zaś to ktoś na kształt superbohatera, którego mimo zagrożeń "nie imają się kule" i który niemal w pojedynkę ratuje świat od zagłady. Nie wiem tylko co ważniejsze - zatrzymanie złego, czy zbudowanie własnego wizerunku?
Jedno jest pewne - książka potrafi namieszać w głowie. Jeśli więc macie na to ochotę na trzy dni przed wyborami - kupujcie, pożyczajcie i czytajcie. W internecie promocja na e-booki! Może tych siła złego nie wykupi do "ostatniego egzemplarza"?

Tylko co zrobić w niedzielę? Cejrowski chce głosować na żelazko. Mam wrażenie, że nad wieloma poważnymi sprawami i prawdziwymi problemami Polaków jeszcze nikt się w tej kampanii nie pochylił. Straszą nas tylko sobą - jak to politycy. To cholernie męczące. Niech już nastanie poniedziałek!

czwartek, 7 maja 2015

Nie zagłosuję na chłopca z plasteliny!

Ręce, które lepią kandydata na partyjnego prezydenta
Do końca prezydenckiej kampanii zostało 48 godzin. Nie jest mi obojętne kogo wybierzemy, tak jak nie jest mi obojętne jaka czeka nas przyszłość i kto nas reprezentuje.
Nie zmienia to faktu, że nie wiem na kogo głosować! Nie jestem bowiem politykiem i nie czuję związku z żadną partią (tak jak partie nie czują związku z ludźmi - mimo wycierania sobie nimi gęb).

Dzięki wprowadzeniu JOW-ów (jednomandatowych okręgów wyborczych) w wyborach samorządowych 2014 roku zdecydowałem się wystartować do Rady Miasta Radzynia Podlaskiego z niezależnego komitetu LRA. Tylko dzięki JOW-om zdecydowałem się na ten krok i wygrałem! Dlatego jestem ich gorącym zwolennikiem!
Partie, partyjniactwo, przynależność i polityka to zupełnie obce mi rzeczy. Bliskie są mi dobro wspólne, współdziałanie, przyszłość i rozwój - mój, bliskich, mojej małej i dużej Ojczyzny. Dzięki JOW-om odniosłem sukces - zdobyłem mandat radnego. A właściwie to dzięki ludziom, którzy mogli oddać na mnie głos - niezależnie od tego ile procent zdobyła partia i które miałem miejsce na politycznej liście. Teraz chcę się wykazać dla całej społeczności Radzynia. Dlatego próbuję nawiązać mądrą współpracę przy rzeczach dobrych, a negować te, z którymi się nie zgadzam. Gdybym był "partyjny" musiałbym liczyć się głównie z linią partii, jej przywództwem od którego bym zależał. Mieszkańcy byliby na dalszym miejscu.
Właśnie dlatego popieram Pawła Kukiza i jego sztandarowy postulat - JOW! Rozumiem krytykę tej ordynacji wyrażaną przez partyjniaków i polityków, ale głęboko się z nią nie zgadzam. Partie muszą krytykować JOW-y! Mają przy nich mniejszy wpływ na to kto jest wybierany. Realny wpływ odzyskują obywatele! Jeśli wybiorą partie - ich wybór. Jeśli społeczników, aktywistów, aktorów lub sportowców - też dobrze!
I nie przeszkadza mi to, że Kukiz nie nosi garnituru, śpiewa głośne piosenki i nie czuje się dobrze w polityce. Dla mnie to są jego atuty! W pierwszej turze Bronek dostaje ode mnie żółtą kartkę, a na chłopca z plasteliny nie zagłosuję na pewno!