poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Koncept mistrza, czy dzieło przypadku?

Oto gdzie i jak powstają
 kolejne egzemplarze gry...
Czy jest jeszcze w Radzyniu osoba, która nie słyszałaby o tym, że Janusz Wlizło stworzył grę? Wątpię! Praca jaką wkłada on w promocję swego dzieła jest nie tyle imponująca, co skuteczna. Kiedyś Bob Marley swoją muzyką godził skłóconych polityków na Jamajce. Dziś Janusz jest o krok od posadzenia przy jednej planszy Rębka i Kotwicy. Choć nie mi oceniać, czy akurat ci dwaj politycy są zwaśnieni jak polityczne gangi na Jamajce w latach 70-tych. Tak tylko pomyślałem... 
Planszówka nazywa się Conceptus Masters. Jeśli rzeczywiście jest jeszcze ktoś, kto nie grał, nie widział i nie wie co to to jest, to napiszę jednym zdaniem. Gra polega na dotarciu do punktu bronionego przez przeciwnika lub usunięciu z planszy wszystkich kamieni, którymi broni dostępu do owego miejsca. Proste? Nawet bardzo! Śmiem twierdzić, że w istocie tej gry objawił się geniusz autora. Zwykle bowiem ma on tendencję do rozwlekłości i przegadywania tego co pisze, o czym opowiada i co robi. Czasem wychodzi to na dobre (vide ilość mistrzów w taekwon-do, których wychował), a czasem nie. Nie wiem czy jest w tym zasługa brody, która towarzyszyła Januszowi podczas dopracowywania gry, ale w jej koncepcji naprawdę objawia się mistrzostwo. I nie przeszkodzą mi w podtrzymaniu tego twierdzenia mniej udane, a towarzyszące grze, dzieła przypadku: trochę nazbyt rozbudowana szata graficzna, plany na stworzenie perfum a'la Conceptus, czy bicie rekordu w najdłuższej partii w Conceptusa pod wodą - bez tlenu (sic!).
To jak? Ma ktoś ochotę na partyjkę Conceptusa? Na sucho, z tlenem i czymś do picia w Kofi&Ti! Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz