wtorek, 25 listopada 2014

Ostatni niezdecydowany wyborca

Zastanawiają się Państwo na kogo głosować w II turze wyborów na burmistrza? Wątpię, bo okopy w wojence radzyńsko-radzyńskiej po obu stronach głębokie, pojemne i gęsto zaludnione. Ale środowiska obu kandydatów, bombardując nas swym przekazem, plakatami i politycznymi zagrywkami, sądzą, że wielu niezdecydowanych wciąż mogłoby oddać swe życie (głos) za ich polityczne barwy. Na potrzeby tego tekstu uwierzę zatem, że jest w Radzyniu jedna nieprzekonana osoba i do niej właśnie kieruję ten tekst. Wyborcza kropka przed nowym rozdziałem.
Drogi nieprzekonany! Gdzie byłeś przez ostatnie lata? Najprawdopodobniej poza naszym pięknym miastem i dlatego właśnie wciąż nie wiesz na kogo głosować. Spróbuję Ci pomóc wierząc, że w tysiącu znaków można oddać kilkanaście lat doświadczeń.
W Radzyniu nastrój wyczekiwania. Stary niedźwiedź zapadł w zimowy sen, mruczał jeszcze ostatnio, ale na nikim nie zrobiło to już wrażenia. Wszyscy czekają zmian, które niosą wybory. A na karcie dwa nazwiska Rębek i Kotwica. Wiem, że najprostsze skojarzenia nie zawsze są dobre. To jak ocenianie książki po okładce. Ale tu akurat, Drogi Niezdecydowany, te najprostsze skojarzenia dobrze oddają obawy wobec obu pretendentów. Czy wybierając Kotwicę nasz stateczek z miśkiem na banderze nie wyruszy z portu? Czy z burmistrzem Rębkiem Radzyń ma przerąbane?
Zapytasz mnie o wady kandydatów? Ich wady to ludzie. Rębek ma słabość do wyborców innych niż zadeklarowani poplecznicy. Można wręcz zaryzykować stwierdzenia, że się ich boi. Jeśli rozmowa - to listowna, jeśli debata - to w radio. Kotwica ma znów słabość do najbliższego otoczenia, czyli swego sztabu. Nie wychodzi przed szereg, choć mógłby i choć powinien. Wybiera lojalność wobec środowiska, które go wykreowało.
Zapytasz mnie o ich zalety? To zmiany, które niosą. Kotwica proponuje zmiany metodą drobnych kroków. Rębek zmiany diametralne. Starzy Słowianie mawiali, że jeśli idziesz wolno, zajdziesz daleko... ale mawiali też, że żeby zrobić jeden krok trzeba planować podróż na kraniec świata...
Niezdecydowany, wiesz co? Ja też kiedyś byłem niezdecydowany. Dzisiaj natomiast sam już nie wiem!

wtorek, 18 listopada 2014

Wiedzą lepiej

Pewien uczeń radzyńskiego LO opowiedział mi historię sprzed kilku dni.
- Obudziłem się jak co dzień. Po porannej toalecie, śniadaniu i szybkim spakowaniu potrzebnych rzeczy, ruszyłem w drogę do szkoły. U progu LO zatrzymałem się zdziwiony. W miejsce starych, masywnych, drewnianych i pięknych drzwi, wstawiono plastikowe, przeszklone i nijakie. Ale jak to? Kto i gdzie zabrał drzwi, które były przecież takie... klimatyczne, kojarzące się z powagą, historią... takie radzyńskie. No to były odpowiednie drzwi dla tego miejsca. A teraz? Jak do szpitala, albo na klatkę schodową w bloku. To już nie to samo. Inni też woleli te stare, piękne drzwi, ale nikt nas nie zapytał.
W tle "stara karczma",
a na pierwszym planie dwa patyczki -
- jakby prosto ze świerkowej szkółki.
Rosły pięknie przez wiele długich lat...
A to moja historia z poprzedniego wtorku.
Rankiem, jak co dzień, wyszedłem po świeże pieczywo na śniadanie do pobliskiego PSS-u. Przechodząc przed "grzybkiem" coś zwróciło moją uwagę. Przy placu Potockiego, przed starostwem coś było nie tak. W pierwszej chwili nie wiedziałem o co chodzi, ale już w drugiej wiedziałem doskonale. Dostojny świerk, który od lat pięćdziesiątych zdobił plac, dawał cień i nadawał charakter temu miejscu zniknął. Na starej fotografii, na której w miejscu starostwa stoi dawna żydowska karczma, drzewko to było ledwie patyczkiem ze szkółki, wetkniętym w nowe miejsce. - Po co go wycięto? - zapytałem robotników. - Podobno ma tu być fontanna - odpowiedzieli i wrócili do pracy. Czy ktoś Państwa pytał czy zamiast cienia wiekowego drzewa wolą Państwo fontannę?
Na śniadanie wróciłem chwilę spóźniony. Kawa trochę już przestygła. Ale obok powalonego drzewa nie mogłem przejść obojętnie. Należało mu się pożegnanie. W sklepie za to spotkała mnie miła niespodzianka. Chleb żytni - nowość. Wyśmienity! O to czy chciałbym taki jeść na śniadanie też niby nikt nie pytał, ale coś mi mówi, że zrobiono go właśnie z myślą o mnie.
Szkoda, że nie wszystko może być właśnie tak... z myślą o kliencie, o mieszkańcu, o uczniu? Niektórzy myślą, że... wiedzą lepiej.

środa, 5 listopada 2014

Pies to srał

- Pierwszy raz widzę coś takiego! - zdziwiony pan przystanął obok właśnie wtedy, kiedy przez foliową torebkę podniosłem to, co tuż przy Bulwarze nad Białką chciał pozostawić mój mały, czarny bezrasowiec. 
- Takiego psa? - zapytałem przewrotnie odrobinę zaskoczony, zgrabnym ruchem zawiązując torebkę na supełek. 
- Nie! Pierwszy raz widzę, żeby ktoś w Radzyniu sprzątał po psie. 
- Naprawdę? - odparłem zdziwiony, bo wiem, że nie ja jeden zbieram odpady mojego czworonoga. 
- Naprawdę! To niesamowite! - pokiwał głową zdziwiony przechodzień i poszedł swoją drogą. 

***
Wracałem do domu i myślałem. Nikt z nas nie lubi w gówno wdepnąć. Nikt nie lubi też go omijać ani oglądać. Właściciele psów też tego nie lubią. Więc dlaczego tak niewielu z nich sprząta po swych pupilach? Wstydzą się? Tak! Bo żeby schylić się po psią kupę, podnieść ją przez torebkę lub rękawiczkę, albo zakopać małą ogrodniczą łopatką, trzeba się zdobyć na wewnętrzną odwagę. Ale proszę mi wierzyć - kiedy już tę odwagę znajdziemy - okaże się, że podniesienie kupy z chodnika to nie tyle błahostka co bohaterstwo! Kto nie wierzy niech jeszcze raz przeczyta początek tego tekstu.
Kiedy znajdziemy w sobie odwagę aby sprzątać po psie nagle stajemy się wolni. Nasz pupil nie przyprawia nas o wstyd, nie naraża na konflikty z sąsiadami czy choćby na złowrogie ich spojrzenia. Nasze samopoczucie ma się lepiej, czekamy aż inni pójdą naszym śladem i otoczenie będzie odrobinę lepsze, bo czystsze.
I nawet internetowe obelgi w przedwyborczym okresie, określenia typu "czyściciel psich kup" stają się dowodem nie na moje wady, ale na niedostatki w inteligencji i uwstecznienie tego kto próbuje wykorzystać ten fakt przeciwko. Nie da się! Jak będzie trzeba wyjdę na osiedlę i posprzątam inne psie kupy. Zrobię to  żeby dać przykład i namówić mieszkańców do życia w zgodzie. Pies to srał! Kto zabroni odważnemu?

sobota, 1 listopada 2014

Rozmowa z "X"

fot. www.rozmaitosci.com
Kawiarenka Kofi&Ti kończy swą pracę o 22. Pół godziny później zamykam furtkę stojąc na chodniku przy ulicy Warszawskiej. Miasto jest wyludnione. Pachnie ciastkami z Lidera. Jeśli ktoś przechodzi - jego kroki słychać z dużej odległości. Nieliczni przechodnie zmierzający w nieznanych kierunkach rozmawiają między sobą półgłosem. Przejeżdżający samochód lub motocykl robi duży hałas. A może po prostu po nastaniu zmroku wyostrzają się zmysły?
Co kilka dni, dość regularnie, zdarza mi się spotkać pana "X". Pan "X" po cichu, w bejsbolowej czapeczce, z plecakiem, kijkiem i poręczną latarką w dłoni przemierza Radzyń od jednego pomarańczowego śmietnika do drugiego. Zbiera zwrotne butelki, aluminiowe puszki... i pewnie wszystko co innym już niepotrzebne, a z czego on będzie miał jeszcze pożytek. Od zawsze, a spotykam go przed kawiarnią od lat, ciekawiło mnie bardzo dlaczego musi robić to co robi. Czy jego grzebanie w śmieciach to wybór, czy konieczność?
Tego wieczora zdobyłem się na odwagę, żeby zamienić z "X" dwa słowa. Odwagi dodał mi mój strachliwy pies, który równie co ja zdziwiony jego zachowaniem, kilkakrotnie w przerażeniu go oszczekiwał.
- Przepraszam za psa. Szczeka ze strachu. Proszę się nie bać - zagadnąłem.
- Szczeka, bo taka jego natura - odpowiedział spokojnym głosem "X". Postanowiłem nie czekać z pytaniem.
- Widzę pana przed kawiarnią co jakiś czas i zawsze się zastanawiam jak to jest z tym pana zbieractwem. Musi pan, bo nie ma za co żyć, czy po prostu chce pan "dorobić"?
- Zasiłek z MOPSU nie wystarcza, a ze zbierania można trochę mieć - odpowiedział "X". - W Radzyniu przydałoby się więcej pracy, wtedy nie trzeba by było zbierać - dodał jeszcze odchodząc do następnego śmietnika.
Zastanawiałem się tego wieczoru czy mówiąc o pracy "X" miał na myśli kolejny market gdzie mógłby siedzieć na kasie? Czy może chciał powiedzieć, że w Radzyniu brakuje pomysłu na gospodarczy rozwój. Takiego, który wygeneruje zysk dla mieszkańców i sprawi, że pracy przy jego rozwoju będzie w bród? Zapytam go, kiedy znów spotkamy się przy Warszawskiej.