czwartek, 18 grudnia 2014

Jezus też nosił brodę

Zdaniem Super Expresu
Jezus jednak nie nosił brody.
Info: 10.2014, www.se.pl
Janusz mnie zaskoczył. Nie widziałem go jakiś czas, nagle spotykam go wieczorem i prawie nie poznaję. Chwilę później okazało się, że nie byłem pierwszy. Znam go jako osobę mocno zapracowaną, regularnie zarywającą noce i permanentnie w biegu. Ale w pierwszej chwili, kiedy zobaczyłem go z kilkutygodniowym zarostem, pomyślałem, że pewnie ma jakieś rodzinne kłopoty. Taka skojarzeniowa kalka - nauczyciel, nieogolony na gładko, nie artysta: pewnie ma kłopoty. Moje podejrzenia okazały się jednak chybione, a broda - podobnie jak moja - efektem codziennej pogodni za czasem.
- Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek i cokolwiek tak nieznaczącego powodowało tak duże zainteresowanie tak wielu osób - powiedział Janusz, a po chwili dodał - Można nic nie robić, a osiągnąć sukces. Każdy poświęca ci czas, pyta o co chodzi, czy brodę zapuściłem w jakimś celu. Chyba muszę znaleźć ten szczytny cel? Może profilaktyka raka, albo akceptacja łysych?
- To teraz modne w naszym kraju - starałem się go pokrzepić. - Moja żona mówi nawet, że jestem radzyńskim trendsetterem, czyli takim co u nas w mieście tę modę zapoczątkował. Wyobrażasz sobie? Też nic nie robiłem i zapoczątkowałem modę... Nie! To jednak się nie trzyma kupy. Znam przecież mnóstwo ludzi, którzy też nic nie robili zanim mi rosnąć zaczął jakikolwiek zarost. To stara polska moda. Niezbyt się narobić, a zarobić...
- A co myślisz o powierzeniu Radzynia i jego mieszkańców Jezusowi?
- Świetnie! On też nosił brodę!

wtorek, 9 grudnia 2014

Ośmiu sympatycznych Murzynków z PiS

Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy (...) to jest zły uczynek (...). Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy.
Kto z nas nie pamięta Kalego - przesympatycznego Murzynka z powieści Sienkiewicza? Każdy mały Polak czytając te słowa uczył się na czym polega moralny relatywizm i hipokryzja. Niektórzy jednak biorą to na poważnie. Potępiają u innych to, co u samych siebie uważają za dobre. 
W poprzedni poniedziałek okazało się, że mamy w radzyńskiej Radzie Miasta ośmiu sympatycznych Murzynków z PiS. Bo jeśli ktoś radnych PiS nie uwzględnić w wyborze prezydium to jest zły uczynek. Dobry, to jak radni PiS nie uwzględniają innych. Na stanowisko Przewodniczącego Rady wybrano Adama Adamskiego - gratulacje! Na funkcje dwóch wiceprzewodniczących zgłoszono trzy kandydatury: Bogdana Fijałka (PiS), Marka Zawady (Forum) i Mieczysława Zająca (PiS). Zawada przepadł (sic!), uzyskując jedynie 6 głosów, a Fijałek i Zając dzięki poparciu 9 głosów objęli funkcje zastępców - gratulacje! Ale czy to dobrze?
Krótki cytat z oświadczenia radnych PiS z 2010 roku, kiedy to wylewali (jak się dziś okazuje - krokodyle) łzy nad zaistniałą sytuacją (Przewodniczącym Piekutowski, zastępcami Szymala i Stradczuk - wszyscy z jednego klubu): Protestujemy przeciw zawłaszczaniu władzy w mieście. (...) Mamy nadzieję, że wygłaszane w trakcie kampanii (...) deklaracje radnych koalicji o chęci współpracy nie były tylko czczym frazesem. Dziś sami zrobili tak, jak wówczas Piekutowski z ekipą i (ich zdaniem) jest dobrze. A czy prowadząc kampanię nie deklarowali chęci współpracy na rzecz miasta?
Panowie błagam - odróżnijcie się od swych poprzedników. Wyciągnijcie rękę - bo jak nie Wy, to kto?

sobota, 6 grudnia 2014

Pasowanie na rycerza

Parafrazując znane powiedzenie - wybory, wybory i po wyborach. Nastał zwykły czas i znów trzeba sobie patrzeć w oczy, mówić "dzień dobry!", wymieniać uściski dłoni, kurtuazyjne serdeczności, albo nawet (!) współpracować. Dla niektórych będzie to trudne. Nowa rada, nowy burmistrz, nowa rzeczywistość. Czy jest szansa na wykorzystanie tego co nowe, na korzyść całej społeczności, a nie tylko jej części? Oby!
Po odebraniu zaświadczenia o wyborze na radnego i ślubowaniu przychodzi czas metodycznej pracy i spełniania obietnic. Jeśli jeszcze nie wyrzucili Państwo wszystkich tych kolorowych i uśmiechniętych ulotek wyborczych proszę o rzecz małą i wielką zarazem. Proszę je zachować. Proszę wygrzebać puste pudełko po butach, albo papierową teczkę, schować tam rzeczone obietnice dzielnych radnych i burmistrza i na kilka tygodni/miesięcy zapomnieć. Taka kapsuła pamięci. Za jakiś czas, ale na długo przed kolejnymi wyborami wyciągamy kapsułę otwieramy i czytamy CV rycerzy, którzy dzielnie stawali do małej bitwy, znaczy - wyborów. Teraz trwa duża bitwa. Rycerze walczą! Pomóżmy im! Pomóżcie nam! Spotykajmy się, sugerujcie co i jak poprawić, piszcie petycje i zbierajmy pod nimi podpisy. Rycerze muszą czuć, że tuż za nimi jest drugi szereg, a potem następny. Muszą czuć doping.
A gdyby się okazało, że ulotki już u Państwa wyrzucone - przyjdę z pomocą. Tak się składa, że mam komplet materiałów promocyjnych wszystkich radnych i burmistrza. Swoją ulotkę z uśmiechem też mam - jak mi będzie smutno to sobie popatrzę, poczytam i zaraz humor wróci. Oby!

wtorek, 25 listopada 2014

Ostatni niezdecydowany wyborca

Zastanawiają się Państwo na kogo głosować w II turze wyborów na burmistrza? Wątpię, bo okopy w wojence radzyńsko-radzyńskiej po obu stronach głębokie, pojemne i gęsto zaludnione. Ale środowiska obu kandydatów, bombardując nas swym przekazem, plakatami i politycznymi zagrywkami, sądzą, że wielu niezdecydowanych wciąż mogłoby oddać swe życie (głos) za ich polityczne barwy. Na potrzeby tego tekstu uwierzę zatem, że jest w Radzyniu jedna nieprzekonana osoba i do niej właśnie kieruję ten tekst. Wyborcza kropka przed nowym rozdziałem.
Drogi nieprzekonany! Gdzie byłeś przez ostatnie lata? Najprawdopodobniej poza naszym pięknym miastem i dlatego właśnie wciąż nie wiesz na kogo głosować. Spróbuję Ci pomóc wierząc, że w tysiącu znaków można oddać kilkanaście lat doświadczeń.
W Radzyniu nastrój wyczekiwania. Stary niedźwiedź zapadł w zimowy sen, mruczał jeszcze ostatnio, ale na nikim nie zrobiło to już wrażenia. Wszyscy czekają zmian, które niosą wybory. A na karcie dwa nazwiska Rębek i Kotwica. Wiem, że najprostsze skojarzenia nie zawsze są dobre. To jak ocenianie książki po okładce. Ale tu akurat, Drogi Niezdecydowany, te najprostsze skojarzenia dobrze oddają obawy wobec obu pretendentów. Czy wybierając Kotwicę nasz stateczek z miśkiem na banderze nie wyruszy z portu? Czy z burmistrzem Rębkiem Radzyń ma przerąbane?
Zapytasz mnie o wady kandydatów? Ich wady to ludzie. Rębek ma słabość do wyborców innych niż zadeklarowani poplecznicy. Można wręcz zaryzykować stwierdzenia, że się ich boi. Jeśli rozmowa - to listowna, jeśli debata - to w radio. Kotwica ma znów słabość do najbliższego otoczenia, czyli swego sztabu. Nie wychodzi przed szereg, choć mógłby i choć powinien. Wybiera lojalność wobec środowiska, które go wykreowało.
Zapytasz mnie o ich zalety? To zmiany, które niosą. Kotwica proponuje zmiany metodą drobnych kroków. Rębek zmiany diametralne. Starzy Słowianie mawiali, że jeśli idziesz wolno, zajdziesz daleko... ale mawiali też, że żeby zrobić jeden krok trzeba planować podróż na kraniec świata...
Niezdecydowany, wiesz co? Ja też kiedyś byłem niezdecydowany. Dzisiaj natomiast sam już nie wiem!

wtorek, 18 listopada 2014

Wiedzą lepiej

Pewien uczeń radzyńskiego LO opowiedział mi historię sprzed kilku dni.
- Obudziłem się jak co dzień. Po porannej toalecie, śniadaniu i szybkim spakowaniu potrzebnych rzeczy, ruszyłem w drogę do szkoły. U progu LO zatrzymałem się zdziwiony. W miejsce starych, masywnych, drewnianych i pięknych drzwi, wstawiono plastikowe, przeszklone i nijakie. Ale jak to? Kto i gdzie zabrał drzwi, które były przecież takie... klimatyczne, kojarzące się z powagą, historią... takie radzyńskie. No to były odpowiednie drzwi dla tego miejsca. A teraz? Jak do szpitala, albo na klatkę schodową w bloku. To już nie to samo. Inni też woleli te stare, piękne drzwi, ale nikt nas nie zapytał.
W tle "stara karczma",
a na pierwszym planie dwa patyczki -
- jakby prosto ze świerkowej szkółki.
Rosły pięknie przez wiele długich lat...
A to moja historia z poprzedniego wtorku.
Rankiem, jak co dzień, wyszedłem po świeże pieczywo na śniadanie do pobliskiego PSS-u. Przechodząc przed "grzybkiem" coś zwróciło moją uwagę. Przy placu Potockiego, przed starostwem coś było nie tak. W pierwszej chwili nie wiedziałem o co chodzi, ale już w drugiej wiedziałem doskonale. Dostojny świerk, który od lat pięćdziesiątych zdobił plac, dawał cień i nadawał charakter temu miejscu zniknął. Na starej fotografii, na której w miejscu starostwa stoi dawna żydowska karczma, drzewko to było ledwie patyczkiem ze szkółki, wetkniętym w nowe miejsce. - Po co go wycięto? - zapytałem robotników. - Podobno ma tu być fontanna - odpowiedzieli i wrócili do pracy. Czy ktoś Państwa pytał czy zamiast cienia wiekowego drzewa wolą Państwo fontannę?
Na śniadanie wróciłem chwilę spóźniony. Kawa trochę już przestygła. Ale obok powalonego drzewa nie mogłem przejść obojętnie. Należało mu się pożegnanie. W sklepie za to spotkała mnie miła niespodzianka. Chleb żytni - nowość. Wyśmienity! O to czy chciałbym taki jeść na śniadanie też niby nikt nie pytał, ale coś mi mówi, że zrobiono go właśnie z myślą o mnie.
Szkoda, że nie wszystko może być właśnie tak... z myślą o kliencie, o mieszkańcu, o uczniu? Niektórzy myślą, że... wiedzą lepiej.

środa, 5 listopada 2014

Pies to srał

- Pierwszy raz widzę coś takiego! - zdziwiony pan przystanął obok właśnie wtedy, kiedy przez foliową torebkę podniosłem to, co tuż przy Bulwarze nad Białką chciał pozostawić mój mały, czarny bezrasowiec. 
- Takiego psa? - zapytałem przewrotnie odrobinę zaskoczony, zgrabnym ruchem zawiązując torebkę na supełek. 
- Nie! Pierwszy raz widzę, żeby ktoś w Radzyniu sprzątał po psie. 
- Naprawdę? - odparłem zdziwiony, bo wiem, że nie ja jeden zbieram odpady mojego czworonoga. 
- Naprawdę! To niesamowite! - pokiwał głową zdziwiony przechodzień i poszedł swoją drogą. 

***
Wracałem do domu i myślałem. Nikt z nas nie lubi w gówno wdepnąć. Nikt nie lubi też go omijać ani oglądać. Właściciele psów też tego nie lubią. Więc dlaczego tak niewielu z nich sprząta po swych pupilach? Wstydzą się? Tak! Bo żeby schylić się po psią kupę, podnieść ją przez torebkę lub rękawiczkę, albo zakopać małą ogrodniczą łopatką, trzeba się zdobyć na wewnętrzną odwagę. Ale proszę mi wierzyć - kiedy już tę odwagę znajdziemy - okaże się, że podniesienie kupy z chodnika to nie tyle błahostka co bohaterstwo! Kto nie wierzy niech jeszcze raz przeczyta początek tego tekstu.
Kiedy znajdziemy w sobie odwagę aby sprzątać po psie nagle stajemy się wolni. Nasz pupil nie przyprawia nas o wstyd, nie naraża na konflikty z sąsiadami czy choćby na złowrogie ich spojrzenia. Nasze samopoczucie ma się lepiej, czekamy aż inni pójdą naszym śladem i otoczenie będzie odrobinę lepsze, bo czystsze.
I nawet internetowe obelgi w przedwyborczym okresie, określenia typu "czyściciel psich kup" stają się dowodem nie na moje wady, ale na niedostatki w inteligencji i uwstecznienie tego kto próbuje wykorzystać ten fakt przeciwko. Nie da się! Jak będzie trzeba wyjdę na osiedlę i posprzątam inne psie kupy. Zrobię to  żeby dać przykład i namówić mieszkańców do życia w zgodzie. Pies to srał! Kto zabroni odważnemu?

sobota, 1 listopada 2014

Rozmowa z "X"

fot. www.rozmaitosci.com
Kawiarenka Kofi&Ti kończy swą pracę o 22. Pół godziny później zamykam furtkę stojąc na chodniku przy ulicy Warszawskiej. Miasto jest wyludnione. Pachnie ciastkami z Lidera. Jeśli ktoś przechodzi - jego kroki słychać z dużej odległości. Nieliczni przechodnie zmierzający w nieznanych kierunkach rozmawiają między sobą półgłosem. Przejeżdżający samochód lub motocykl robi duży hałas. A może po prostu po nastaniu zmroku wyostrzają się zmysły?
Co kilka dni, dość regularnie, zdarza mi się spotkać pana "X". Pan "X" po cichu, w bejsbolowej czapeczce, z plecakiem, kijkiem i poręczną latarką w dłoni przemierza Radzyń od jednego pomarańczowego śmietnika do drugiego. Zbiera zwrotne butelki, aluminiowe puszki... i pewnie wszystko co innym już niepotrzebne, a z czego on będzie miał jeszcze pożytek. Od zawsze, a spotykam go przed kawiarnią od lat, ciekawiło mnie bardzo dlaczego musi robić to co robi. Czy jego grzebanie w śmieciach to wybór, czy konieczność?
Tego wieczora zdobyłem się na odwagę, żeby zamienić z "X" dwa słowa. Odwagi dodał mi mój strachliwy pies, który równie co ja zdziwiony jego zachowaniem, kilkakrotnie w przerażeniu go oszczekiwał.
- Przepraszam za psa. Szczeka ze strachu. Proszę się nie bać - zagadnąłem.
- Szczeka, bo taka jego natura - odpowiedział spokojnym głosem "X". Postanowiłem nie czekać z pytaniem.
- Widzę pana przed kawiarnią co jakiś czas i zawsze się zastanawiam jak to jest z tym pana zbieractwem. Musi pan, bo nie ma za co żyć, czy po prostu chce pan "dorobić"?
- Zasiłek z MOPSU nie wystarcza, a ze zbierania można trochę mieć - odpowiedział "X". - W Radzyniu przydałoby się więcej pracy, wtedy nie trzeba by było zbierać - dodał jeszcze odchodząc do następnego śmietnika.
Zastanawiałem się tego wieczoru czy mówiąc o pracy "X" miał na myśli kolejny market gdzie mógłby siedzieć na kasie? Czy może chciał powiedzieć, że w Radzyniu brakuje pomysłu na gospodarczy rozwój. Takiego, który wygeneruje zysk dla mieszkańców i sprawi, że pracy przy jego rozwoju będzie w bród? Zapytam go, kiedy znów spotkamy się przy Warszawskiej.

piątek, 24 października 2014

Nie jestem krową

Mu!
Zmieniłem zdanie, a podobno tylko krowa go nie zmienia. W związku z tym wiem już, że krasulą nie jestem. Nie jestem też wielbłądem i nie będę się z tego tłumaczył. Po namowach i przemyśleniach postanowiłem kandydować w nadchodzących wyborach samorządowych do radzyńskiej Rady Miasta. Jednak! Ciekawi dlaczego?
To proste! Wybory samorządowe to NAJWAŻNIEJSZE ze wszystkich politycznych wyborów jakich dokonujemy! To one decydują o tym w jakim żyjemy otoczeniu, jakie mamy w codziennym życiu udogodnienia, czy nasze dzieci mogą się dobrze rozwijać, czy nasza miejscowość pięknieje i chętnie odwiedzają ją turyści. Naprawdę! O Radzyniu nie decyduje poseł (choć prywatnie mógłby się zaangażować, a tego nie robił), ani prezydent.
16 listopada zdecydujemy o tym w jakie ręce powierzymy stery naszego stateczku pod banderą z niedźwiadkiem. I nie muszą to już być te same ręce. Ani te, które dziś ster trzymają, ani te, które od lat jedynie się do niego pchają. Do gmin głosujemy w okręgach JEDNOMANDATOWYCH. To rewolucja! Głosów nie zgarnie żaden cwaniak z jedynką na liście, bo nie ma list. Otrzyma je dokładnie ta osoba na którą Państwo zagłosują. Warto więc zaufać osobom, które niezależnie od polityki działają od lat, zdobywają pieniądze, doświadczenie i mają energię. A takich osób jest w Radzyniu trochę. Nie wszystkie jeszcze odważyły się pójść w politykę, bo słowo to jest dziś tak obrzydliwe jak niewiele innych. Ale ziarnko do ziarnka a przebierze się miarka.

wtorek, 14 października 2014

Jadę do Prezydenta

W naszym małym miasteczku zazwyczaj panuje spokój. Aktualnie - jak na czas kampanii - jest wręcz zbyt spokojnie. Jeśli coś tu się nie zmieni: nie usłyszymy dyskusji o przyszłości, sporów kandydatów na radnych, nie pojawią się nowe propozycje, pomysły i wizje - wszyscy będziemy mogli czuć niepokój. Choć myślę też, że jeśli kandydaci mają opowiadać bajki (w stylu "światowego centrum logistycznego branży farmaceutycznej") to niech lepiej milczą. Jeden z kandydatów na burmistrza ogłosił swój program. Część kandydatów na radnych z jego listy identyfikuje się z tym programem - napisali tak w swych biogramach. Pozostali nic nie napisali, więc chyba identyfikują się po cichu. A może nie przeczytali programu? Długi jest i pełny trudnych sformułowań.
To nie żart! Fanpejdż usunięto
po publikacji felietonu
we "Wspólnocie". Dziś Jerzy ma
już tylko znajomych. Fanów nie ma!
Drugi kandydat na burmistrza mógłby odświeżyć swój internetowy profil, ujawnić program - choćby miał pleść bzdury i opowiadać bajki. Niech stracę, niech stracimy wszyscy. Przecież wybory już za miesiąc a u niego na głównym zdjęciu pałac Potockich zasypany śniegiem, a ostatni wpis z 12 lipca. Jeśli tak się traktuje wyborców w kampanii, to strach pomyśleć co będzie później. Można wysnuć wniosek, że wyborcy, zwykli ludzie, zaangażowani na innych polach niż kampanie i polityka warci są tyle co papier na którym wydrukowana będzie karta do głosowania. Nikt nie pyta w Radzyniu o podpowiedzi, sugestie i opinie. Szkoda!
A mnie kopnął zaszczyt! Kilka dni temu otrzymałem piękne pismo. Kancelaria Prezydenta RP zaprasza mnie na spotkanie w ramach Forum Debaty Publicznej "Aktywność obywatelska i nie tylko". Pojadę więc do Warszawy i się poskarżę jaki tu w Radzyniu bul, bul... Tam przynajmniej chcą rozmawiać.

Klaster kulinarny

 Poświęciłem się. Odmówiłem żonie kolacji, a w zamian zaproponowałem fast-fooda. W centrum Radzynia powstał (a może wciąż powstaje i się rozrasta?) klaster kulinarny. I nie myślę tu o domowych obiadkach na telefon, ale o miejscach, gdzie można wejść, siąść i doświadczyć. Do centrum jedzie się teraz w ciemno. Miejsce w którejś z knajp zawsze się znajdzie.
Pierwszy z lokali, najstarszy, nowojorski i z przerażeniem obserwujący sytuację wokół znam dobrze. Kiedyś bywałem tam często. Ale bywam tam rzadko od kiedy dowiedziałem się, że chcąc zobaczyć czystość knajpianej kuchni wystarczy wejść do toalety (a trafiało mi się tak, że podłoga w ubikacji zwykle spływała moczem).
O mojej kawiarni pod psem powiem niewiele, bo jestem nieobiektywny. Ale w końcu należy do klastra. Zatem w łazience sprzątamy, jedzenia nie ma, ale za to można usiąść przy kawie i się wyluzować. A warto się wyluzować, bo właściciele pozostałych lokali w klastrze są wyluzowani - jak przystało na południowców.
Picernia Stefana miała już swój czas w Radzyniu, ale pod innym adresem. Niestety zdaniem recenzentów włoski placek jest zbyt mało polski, znaczy za krótko się odbija i ma za dużo warzyw. Może teraz, w klastrze zyska więcej poklasku? Do lokali przy Warszawskiej dołączył też niedawno klasyk prawie jak z Dworca Centralnego. Kto był w Warszawie nocą, wie jak smakuje wielkomiejski kebab. I taki jest u tureckiego szefa w Radzyniu. Wystrój na poziomie knajp z robotniczych dzielnic europejskich miast. Mieszanka chromu, plastiku, świateł LED i kafelkowego chłodu. Tylko co mają egipskie hieroglify do tureckiego kebaba? Pytanie w sam raz dla głodnych - jedzenia i świata.
Zwiedziłem nasz klaster, skosztowałem nowości i dziś o wyborach nie będzie ani słowa. Istnieje ryzyko, że mógłbym zwymiotować!

piątek, 3 października 2014

Rozmnożenie bytów

Pamiętają Państwo Śliczniuszkę? Kolorową kaczuszkę mandarynkę o której pisałem blisko rok temu. Kaczuszka przetrwała na radzyńskiej rzece zimę, a wiosną szukała żony. Przez ostatnie miesiące jej jednak nie widywałem. Aż do ostatniego tygodnia!
Kilka dni temu, podczas spaceru Bulwarem nad Białką, widząc gromadkę kaczek przystanąłem i radośnie zaskoczony zbliżyłem się do rzeki. Śliczniuszka powróciła! Pośród połyskujących szarych, zielonych i niebieskawych kolorów kaczek krzyżówek wypatrzyłem też pomarańcz. Wyciągnąłem z kieszeni aparat aby zrobić jej zdjęcie. Nagle kilka metrów dalej błysnął inny odcień pomarańczu, a obok jeszcze jeden. Śliczniuszka się rozmnożyła! Tego się nie spodziewałem, więc zaskoczony wpatrywałem się w toń rzeki jeszcze uważniej. Kilka chwil później nieopodal wypatrzyłem też jedną małą szarą kaczuszkę - dziewczynkę mandarynkę. Mamy więc w Radzyniu piękne kolorowe stadko - egzotyczny rarytas!
Pięć kaczek. Trzech chłopaków i dwie dziewczyny.

***

Z bagienka bul, bul...

Obserwując mnożące się na Białce kaczki pomyślałem o mnożących się w przedwyborczym napięciu społecznikach, kandydatach, członkach i działaczach. Zabiegają, albo wkrótce zabiegać będą, o Państwa głosy. Proszę zwrócić uwagę kogo i jak widywaliście przez ostatnie 4, a może 14 lat. Kto pomógł i angażował się w sprawy społeczne miasta, gminy i okolicy. Kto naprawdę chce z Państwem rozmawiać i interesuje się Państwa problemami. Taki osoby zasługują na poparcie. Resztę - wszystkich pieniaczy, cwaniaków i farbowane kaczki polecam spławić tam gdzie ich miejsce.

piątek, 19 września 2014

Słowiańska lala

To było kilka tygodni temu. Spacerując wieczorem ulicą Ostrowiecką na wystawie jednego ze sklepów dojrzałem manekin ubrany w dziewczęcą bluzeczkę. Na zielonym tle kolorowe serce w motywy z ludowej wycinanki, a do tego napis 'słowiańska lala'. Koszulka była nieduża, może na 10-latkę i szybko zniknęła z wystawy. Ktoś kupił i pewnie z radością ubrał w nią swoje dziecko.
Nie dawniej niż wczoraj córka znajomych przy popołudniowym spotkaniu śpiewała nieśmiało piosenkę zasłyszaną od kolegi: Mówisz tak potem nie, w końcu weź zdecyduj się. Znają Państwo ten hit disco-polo? Podobno modny w radzyńskich przedszkolach. 
Skóra na plecach cierpnie myśląc jak pozwalamy uprzedmiotowić nasze dzieci. I to nie gender, nie szkoła i nie Tusk robią z nich małe ladacznice. Robią to ludzie wokół nas i sami też to robimy. I jeszcze się przy tym dobrze bawimy.

***

Z bagienka bul, bul...

W przedwyborczym bagienku zaczyna powoli bulgotać. Niedługo światło dzienne ujrzą zamknięte listy kandydatów i wtedy dopiero się zacznie. Tymczasem najbardziej "prawilne" medium w naszym mieście znów nadaje. Józef Korulczyk ogłosił, że od 10 lat ostoją podupadłej kultury jest w Radzyniu i na Lubelszczyźnie jego stowarzyszenie. I już w najbliższy weekend zamierza uczcić swą animatorską, oddolną działalność w sali Radzyńskiego Ośrodka Kultury. W tym samym, któremu dyrektorował jego bliski kolega z Rady Powiatu - Adam Świć, kiedy w 2002 roku (zdaniem Korulczyka) kultura w Radzyniu zaczęła upadać. Świć dyrektorował tam jeszcze przez kolejne 4 lata i wiele osób z rumieńcami i ekscytacją wspomina jego działania. 
Panowie! To alboście tę kulturę "upadali", albo podnosili? Zdecydujcie się!

czwartek, 11 września 2014

Po wyborach latarnie zgasną o 22

Rys. Marek Lenc
8 września upłynął termin rejestrowania komitetów wyborczych na zbliżające się samorządowe wybory. Poziom ekscytacji rośnie i rosnąć powinien. I to nie tylko wśród "zainteresowanych" - kandydatów i osób związanych z polityką. Ekscytować powinni się wszyscy, bo oto mamy wpływ na to kto dowodzić będzie naszą gminą/miastem/powiatem przez najbliższe lata. Wpływ tym bardziej realny, że po raz pierwszy od dawna wybieramy w okręgach jednomandatowych. Znaczy to tyle, że komitet wystawia w okręgu jedną osobę. Jeśli wygra ona ilością głosów z kandydatami innych komitetów bierze mandat. Proste! Do rad wejść powinni skuteczni i rozpoznawalni działacze. Nie będą się już liczyć pozycje, listy i lokomotywy. Liczyć się będzie co reprezentujesz i czy jesteś skuteczny.
W Radzyniu rozpoczęły się prezentacje, konferencje i coming-outy. Jedni aspirują do miana rajcy miejskiego, inni powiatowego, a jeszcze inni mierzą wyżej - w stołek burmistrza. Najważniejsze są jednak pomysły na zmiany i działania mające poprawić nasz byt. O tych póki co słyszymy niewiele. Jeden znam i się z Państwem podzielę. Autorem jest kandydat na radnego, którego nazwiska nie wspomnę. Pomysł ów to propozycja aby "w ramach oszczędności w Radzyniu gasić latarnie o godzinie 22.00". Może to kwestia młodego wieku - zarówno autora pomysłu jak i moja - ale tak dramatycznie głupiego pomysłu nie słyszałem już dawno. Całkowite oderwanie od rzeczywistości i brak wyobraźni. Będzie ciekawie drodzy Państwo, oj będzie!
I na koniec o sobie - nie zamierzam kandydować w nadchodzących wyborach. Wybrałem inny sposób na działanie. Będę dalej pisał felietony. Jedni się ucieszą, inni zmartwią. Jedni uśmiechną, a inni popukają w czoło. Jednym pomogę, a innym napsuję krwi. A Państwu być może postaram się pomóc podjąć najlepszą decyzję.

czwartek, 4 września 2014

Kwiatek do kożucha św. Trójcy

Ostatnim strażnikiem stylu i dobrego gustu w naszej miejskiej tkance architektonicznej pozostaje proboszcz. O takim gospodarzu pałac Potockich wciąż marzy. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak pięknie odrestaurowano największy sakralny zabytek naszego powiatu - kościół Św. Trójcy w Radzyniu Podlaskim. I nie poprzestano na budynku świątyni. Mimo przeróżnych kłopotów, krok po kroku, odnawiane są pozostałe budynki, odnowiono kapliczkę/pomnik św. Antoniego, pięknieje parkan. Idąc ulicą Ostrowiecką razi kontrast pomiędzy pięknym kompleksem sakralnym, a w dużej części zaniedbanymi, kamienicami, oblepionymi banerami, obłażącymi z farby. Ale kamienice to temat na inny czas.

W budynku kościelnym jakiś czas temu otwarto sklepik z dewocjonaliami. Przez pewien czas przechodziłem obok podziwiając piękne drewniane drzwi i elegancki szyld. Raz nawet zaszedłem aby kupić szatkę i świecę na chrzest córeczki. Trafiłem tam bez problemu - w końcu lokalizacja w centrum miasta i sąsiedztwo kościoła naprowadza klientów intuicyjnie.
Jednak kilka tygodni temu stała się rzecz zadziwiająca dla której nie znajduję wytłumaczenia. Na pięknych drzwiach sklepiku pojawił się oczobitny pomarańczowy szyld pomocniczy. Pasuje do pięknej całości jak plastikowy kwiatek do skórzanego kożucha. Na oknach natomiast zakwitły, wątpliwej urody i estetyki, kartki prezentujące ofertę. Za jedną z szybek widzimy nawet kolejny napis "dewocjonalia" i strzałkę kierującą do drzwi. Zupełnie jakby klienci chcieli wchodzić oknem i należało ich nakierować na wejście główne.
Księże proboszczu! Apeluję o spacer ulicą Ostrowiecką i ocenę sytuacji. Cała praca przy konserwacji i remontach tego pięknego zabytku jest zbyt wartościowa aby efekt psuły te "reklamy".


***
Post scriptum: Po kilku dniach od publikacji felietonu we "Wspólnocie" wklejka w oknie na piątym zdjęciu zniknęła. Zostały taśmy, więc może to przypadek, ale warto podziękować Księdzu Proboszczowi, albo innej wrażliwej na estetykę miasta osobie, która usunęła tę "reklamę". Dobre i to! Fot. z 10.09.2014, g. 13.00


czwartek, 28 sierpnia 2014

Tęsknię za Tobą, Żydzie!

Do Radzynia przyjechało "Muzeum na kółkach", opowiadające w skrócie o kilkusetletniej historii polskich Żydów, naszych sąsiadów. Odwiedziło już Kraków, Kazimierz Dolny, a całkiem niedawno Kock. Od środy (27.08) na dziedzińcu pałacu Potockich w Radzyniu można do niego zajrzeć, a dodatkowo obejrzeć kilka filmów o tematyce żydowskiej, podegustować żydowskich potraw, wysłuchać koncertu, czy przeczytać okolicznościowy folder o radzyńskich Żydach. Po co to wszystko, zapytacie? Po co wspólnie z Jolą Bilską z ZSP zaprosiliśmy do Radzynia ten projekt? Z ciekawości!
Ciekawe jak wyglądał nasz mały Radzyń w piątkowy wieczór sierpnia 1936 roku. Jakimi dźwiękami rozbrzmiewał, jak pachniał? Ciekawe jak to było mijać na ulicy sąsiada, słysząc, że mówi w zupełnie innym języku, a wcale nie pochodzi z zagranicy?
W tytule dzisiejszego tekstu zacytowałem Rafała Betlejewskiego i jego głośną akcję "Tęsknię za Tobą, Żydzie!". Teraz czas zacytować go ponownie. "Dla Polaków synonimem słowa 'Zagłada' powinno być słowo 'Utrata'" Ponad 70 lat temu w ponurym wirze historii straciliśmy naszych sąsiadów, z którymi, lepiej czy gorzej, żyliśmy przez wieki. Dziś szansy na odmianę tej sytuacji nie ma żadnej. Sąsiedzi nie wrócą. Wciąż jednak mamy szansę na poznanie ich kultury i przekonanie się, że współistnienie było ciekawe. Przekonanie się jak wiele znaków po nich istnieje, choć nie zawsze mamy tego świadomość.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Wisznicka lekcja

Wernisaż "Krajowej 63-ki"
w Wisznicach.
Na początku sierpnia, wspólnie z grupą zaprzyjaźnionych artystów, otworzyliśmy kolejną odsłonę naszej wystawy malarstwa pt. "Krajowa 63- ka". Tym razem pojechaliśmy do Wisznic, gdzie na zaproszenie wójta - Piotra Dragana - zainstalowaliśmy się w Centrum Kultury Chrześcijańskiej. Malowniczy stary kościółek na wzgórzu w samym centrum miejscowości. Jeszcze 5 lat temu był zniszczonym, nieużywanym zabytkiem, na który szukano pomysłu. I znaleziono... a wraz z nim blisko milion złotych na remont.
Niestety jest to drugie, po Gminnym, Centrum Kultury w Wisznicach, więc i jego rola w miejscowości zepchnięta jest na drugi plan. Wydarzenia odbywają się w nim okazjonalnie - raz na kilka, kilkanaście tygodni. Efekt? Wilgoć w budynku spowodowała poważne uszkodzenia podłogi, którą po 5 latach od oddania trzeba zapewne wymienić. Być może tak poważna degradacja wynika też z innych powodów związanych z projektem i wykonaniem remontu? Tego nie wiem.
Wiem natomiast jedno. I tego nauczyła mnie wizyta w tym pięknym miejscu w Wisznicach. Pomysł i pieniądze to nie wszystko, aby tak duże przedsięwzięcie trwało, cieszyło i przynosiło korzyści. Potrzeba jeszcze ludzi, którzy wypełnią takie miejsce, którzy uznają je za ważne i potrzebne.
W Radzyniu Podlaskim stoi pałac Potockich równie pusty, zniszczony i proszący o pomysł i pieniądze, co kościół w Wisznicach przed laty. Same pomysły, nawet najlepsze, nie wystarczą. Muzea, hotele, galerie nie udadzą się nie tylko bez pieniędzy, na których brak łatwo złorzeczyć. Równie ważna jest społeczna akceptacja dla pomysłu i zaangażowanie ludzi, którzy przyjdą i pomogą, kiedy będzie tego potrzeba. Albo zaprzęgną konie i zaorają, jak już dach się zapadnie, a na dziedzińcu wyrosną pokrzywy.

sobota, 16 sierpnia 2014

Ramole - zmartwychwstanie!

Chciałem, żeby tytuł zabrzmiał filmowo. Rodem z kina amerykańskiego. Udało się?
Wielu Radzynian tak właśnie kojarzy "Ramole" i jest to skojarzenie nader trafne. W latach 2008-2012, pod tym dziwacznym hasłem, w każdy trzeci tydzień sierpnia odbywały się w plenerach radzyńskiego pałacu Potockich przeglądy starego kina. Jakiś znawca tematów filmowych powiedział mi kiedyś, że musimy zmienić tę nazwę, aby wydarzenie miało szansę wydostać się na szersze wody. Na początku myślałem, że ma rację i tak właśnie należy zrobić. Później jednak uświadomiłem sobie, że "Ramole" od samego początku były po prostu dobrą zabawą - dla nas, naszych przyjaciół i mieszkańców Radzynia. Nazwa została. Przy pierwszych edycjach cieszyliśmy się, kiedy na pokazy przychodziło 20 osób. Później na seansach zdarzało się nawet po 50 widzów a finały, na których prezentowaliśmy efekty filmowych warsztatów dla młodzieży, gromadziły po 100 i więcej osób. 
Po rocznej przerwie "Ramole" wracają! Będą filmy z początków Hollywood, nowe - klimatyczne miejsca pokazów przy pałacu Potockich, gadżety, konkursy, dobra kawa, herbata i ciasto. Tak jak przy poprzednich edycjach trzeba pamiętać o kocu lub krześle, bo filmy wyświetlamy pod chmurką i na zielonej trawce. Zatem wszyscy, którzy koniec sierpnia (18-24.08) spędzają w Radzyniu - spotykają się codziennie o 20.00 na pokazach filmów. Dzieje się! Nie mówcie, że nic się nie dzieje!

piątek, 8 sierpnia 2014

Moc działania!

Kilka tygodni temu wystartowały działania tegorocznej edycji "Działaj Lokalnie". Program grantowy się rozwija. Chętni otrzymali łącznie ponad 29 tysięcy złotych na realizację pomysłów. Będą trzy wyjątkowe numery licealnego "Bezmyślnika", szkółka łucznicza, wystawa nierasowych psów, turnieje gier, pikniki i warsztaty. O wielu z nich z pewnością przeczytają Państwo na łamach "Wspólnoty".
To co jednak warto podkreślić, to szansa jaką dla ludzi w naszym miasteczku jest taki, z pozoru błahy, konkurs. Pieniądze na jego sfinansowanie wyłożyli aż w 1/3 lokalni darczyńcy, którzy wierzą, że kiedy ludzie coś wspólnie robią - żyje im się lepiej, są dla siebie milsi, bardziej sobie ufają. Wierzą też, że będąc partnerem w Działaj Lokalnie, przekonają mieszkańców, którzy z konkursu skorzystają do zostania ich partnerami.
Bo czy nie warto, wiedząc, że dana firma pomaga ludziom, a nie myśli tylko o własnym interesie, zrobić zakupy właśnie tam? Materiały budowlane w "Termo-Domu", farby w "Farbeksie", fajne ubrania w "Fanaberii". Dobre konto zakładamy w "Banku Spółdzielczym", internet w "Media-Systemie", prawo jazdy robimy u "Zielanta" a leczyć kota lub psa idziemy do "Hau-Miau".
W taki sposób lokalna gospodarka ma się dobrze, środki płyną w zamkniętym obiegu. Jeśli oczekujemy pomocy, a zakupy robimy u Chińczyka, to prędzej czy później ostatni zgasi w Radzyniu światło... i będzie to pewnie Chińczyk.
A tymczasem do wzięcia kolejne dotacje. Do 15 sierpnia można złożyć wniosek o 5 tysięcy na realizację pomysłu w ramach programu FIO Lubelskie Lokalnie. Wystarczy wygooglać i będziecie wiedzieć więcej. Żeby się nam tylko robić coś więcej chciało tak bardzo jak się nie chce, co?

niedziela, 3 sierpnia 2014

Błąd łączenia z bazą danych

www.radzyninfo.pl
[stan z 31.08.2014]
Od dawna przymierzałem się do tego tematu, ale z przyczyn przeróżnych go nie podejmowałem. Czasem z szacunku dla pewnych osób, kiedy indziej z litości. Czasami wystarczyło, że policzyłem do dziesięciu i chęć przechodziła. Jaki to temat? Strona internetowa - radzyninfo.pl. Jest taka w Radzyniu, albo raczej była. I pisać o niej trzeba, bo ona i całe wokół niej towarzystwo przeżywa impas - błąd łączenia z bazą danych.
Przyznam się, że tym razem też liczyłem do dziesięciu, ale nie pomogło. Przeważyła chęć podkreślenia tego, że o dużej imprezie rekonstrukcyjnej "Radzyń! Do broni!", firmowanej przez Powiat, nie było na stronie ani słowa. Pojawił się za to tekst wspominający św. Joachima i Annę. Nie mam zupełnie nic do świętych i odpustu w parafii św. Anny, który odbywał się 26 lipca. Dokładnie taki sam odbywa się co roku. Targi militarne odbywały się za to po raz drugi i Powiat (w którego radzie zasiada jeden z głównych wydawców radzyninfo - prezes RASIL - Józef Korulczyk) próbują stworzyć coś nowego. Radzyninfo, RASIL i Korulczyk nie pomagają jednak, bo pomoc im nie w smak - choć z powiatowych dotacji RASIL ochoczo korzysta.
Powiecie, że nie wypada kopać leżącego. Zgoda! Umówmy się więc, że strona padła na kolana. Co więcej, myślę, że wkrótce z nich wstanie. Radzyńscy konserwatywni socjaliści (i wszystkie klony spod tej gwiazdy) na 3 miesiące przed wyborami nie zostaną bez wyborczej tuby. Wierzą mocno, że kto ma "radzyninfo", ten zdobędzie władzę. Osobiście nie sądzę, że na potencjalne zwycięstwo przełoży się właśnie to. Szczególnie po tej wizerunkowej wpadce. Może więc warto wskrzesić "Radzyń", znaczy podać "radzyninfo" drukiem?

czwartek, 31 lipca 2014

O Jeżu!

Nowy herb Radzynia
(mój postulat)
Radzyń jeżami stoi! I niech mi ktoś powie, że niedźwiedziami. Niby w herbie biały niedźwiedź, ale dlaczego biały? Tego pewnie sam Sobieski nie wiedział wydając przywilej na podstawie którego opracowano współczesny herb. Czy wyjazd w okolice Radzynia kojarzył mu się z wyjazdem na białe niedźwiedzie?
Postuluję zmianę niedźwiedzia na jeża i mam za tym co najmniej trzy argumenty. 
Pierwszy. Jeże są w Radzyniu i jest ich bardzo dużo. Niedźwiedzia nikt trzeźwy nigdy nie widział. Jeżyki natomiast wieczorami tuptają wzdłuż i w poprzek ulic. Kilka razy nawet ratowałem lekkomyślne osobniki, brawurowo wkraczając na ulicę pod nadjeżdżające auto. Z tego miejsca dziękuję wszystkim kierowcom, którzy prowadzą pojazdy na tyle wolno, aby zachować populację radzyńskich jeży w nienaruszonej liczbie.
Drugi. Z grubsza rok temu w dołku pod pałacem Potockich ktoś usypał kupkę kamieni na kształt niedźwiedzia. W jednym dołku niedźwiedź miejski - w drugim powiatowy. Potem niedźwiadki (szczególnie pierwszy) zaczęły żyć własnym życiem. Dziś, zdaniem jednych, przypomina on chmurę. Zdaniem innych jest kłębkiem wełny. Nieżyczliwi mówią, że wygląda jak białe g.... Moim zdaniem przypomina jeża-albinosa. Jednym słowem obserwujemy naturalny proces ujeżowienia naszego miasta. Wielce prawdopodobne jest, że to właśnie jeże dokonały stosownych zmian w ułożeniu kupki kamieni pod pałacem.
Wreszcie argument trzeci. Wybory! Jesienią wybierzemy burmistrza. Wiele wskazuje na to, że jeden z kandydatów będzie Jerzem właśnie. Co prawda dwukrotnie dotychczas przegrywał, ale gdyby tak postawił na słodkość, a nie na konfrontację? Przecież jeże są takie słodkie!

czwartek, 24 lipca 2014

FMONANESS, czyli trzy razy to samo

Multipoziomowa piramida korzyści,
czyli cała prawda o "biznesach"
To będzie felieton bez nazwisk i bez nazw. Mają się Państwo domyślić albo nie dowiedzieć wcale. Ale proszę Was - zachowajcie czujność. "Okazja" nie śpi! 
W przeciągu ostatniego półrocza zadzwoniło do mnie lub odwiedziło trzech kolegów. Ja znam ich trzech, oni siebie nie. Każdy przyszedł osobno i niby w innej sprawie, ale każdy był tak samo tajemniczy, a spotkanie z nimi przeradzało się w podobną sytuację. Każdy przyszedł mi pomóc - zarobić więcej, rozkręcić biznes lub go poprawić. Pierwsza firma chciała mi sprzedać syrop - cudowny syrop! Druga produkty wszelkie, ale w ekskluzywnej jakości i cenie. Trzecia chciała mi sprowadzić tabuny nowych klientów jeśli zainwestuję jedyne 10.000 złotych! Wszyscy na swych internetowych profilach chwalą się zdjęciami ze szkoleń, wizyt w hotelach i restauracjach. Widziałem też zdjęcia przy drogich samochodach. Taka nadzieja na lepsze życie.
Na moje pytania - co jeśli syrop mnie nie unieśmiertelni, kosmetyki i kawa nie okażą się doskonałe na miarę ceny, a klienci nie przybędą - odpowiadali, że to niemożliwe. Wierzą w to co mówią. Są wielopoziomowo lub - jeśli wolicie - piramidalnie zaprogramowani. Czekają kolejnych etapów wtajemniczenia, prowizji i czarnych mercedesów. Panowie! Życzę Wam tego z całego serca. Jeśli natomiast chodzi o mnie to pozwólcie mi być zwykłym człowiekiem, który nie goni za życiem wiecznym, za doskonałością i za pieniędzmi. I proszę też - nie dzwońcie i nie przychodźcie w sprawach "biznesowych". Chce być po prostu Waszym kolegą!

piątek, 18 lipca 2014

Pocztówka z Milanowa

Dwór w Milanowie
Parę miesięcy temu przyjąłem zaproszenie na warsztaty malarsko-fotograficzne do pobliskiego Milanowa. Tym chętniej się zgodziłem, że zaproszenie podwójne (a w zasadzie potrójne), a zapraszająca - Jadwiga Ogłozińska - animatorka kultury z Parczewa to dusza człowiek. Takim ludziom się nie odmawia. Z takimi osobami współpraca to czystej wody przyjemność.
Pretekstem do tego felietonu jest bliskość w jakiej Milanów się znajduje i jego urok, a zarazem fakt, że jest nam w powiecie radzyńskim prawie w ogóle nieznany. Podobnie ludzie - animatorzy kultury, malarze i fotograficy. Tylko 25 kilometrów dalej, na rejestracjach samochodów zmienia się jedna litera i to tylko o jedną kreskę - zamiast LRA czytamy LPA, a ludzie już całkiem nowi i nieznani. W jednej chwili okazuje się jak wiele ciekawego nam ucieka, kiedy tak mocno skupiamy się na tym co u nas i wokół nas.
Postępując schematycznie pomyślimy - Milanów, tak blisko, co ciekawego może nas tam spotkać? Warto jednak sprawdzić i przekonać się jak uroczy park znajdziemy przy szkole i w jak malowniczym dworze się ona mieści. Warto przespacerować się uliczkami i obejrzeć drewniane chałupy - piękne i znikające bezpowrotnie z podlaskiego krajobrazu. Warto wsłuchać się w mowę ludzi, popatrzeć na ich życie.
Takich zachwytów mamy wokół siebie mnóstwo i w błędzie żyją ci, dla których synonimem wypoczynku jest wyjazd do Zakopanego albo do Łeby. Tam tylko czekają, żeby ich obedrzeć z grosza, wyprać poszewki, niedbale umyć widelce i przyjąć następnych letników. A wiecie jak wybornie smakują obiady gotowane przez kucharki z Milanowa?!

czwartek, 17 lipca 2014

Cud przy Ostrowieckiej

Tę ławeczkę spod Radzynia
znają i kochają w całej Polsce
Pojawiły się pewnego dnia, jakby zrzucone z kosmosu - dwie ławeczki w przejściu pomiędzy Ostrowiecką a Warszawską, przy pomniku Konstytucji 3-go Maja. Takie wydarzenie, a przemknęło niezauważone. Zero radia, zero prasy i telewizji, zero internetowych portali. Czy nikt nie widzi jak znaczącym w dziejach miasta jest to wydarzenie, jakie może nieść skutki?
Przedtem ławeczka była jedynie ozdobnikiem miejskich projektów re- i witalizacyjnych. Większym - jak na Placu Wolności, w którego obrębie ławek zatrzęsienie. Czasem wieczorami widać jak młodzież (chyba z nudów) buduje z ławek przeróżne instalacje. Przenosi, układa, konstruuje i dekonstruuje. Mniejszym ozdobnikiem ławki są przy rzece, czyli Bulwarze nad Białką. Tam - zamiast stać w kierunku przyrody, wody i kaczek - stoją "twarzą" do ścieżki. Siadamy więc i podziwiamy jaką to mamy piękną ścieżkę.
W innych przypadkach ławki są zupełnie mało ważne. Są reliktem minionej epoki, tak wyglądają i tak są traktowane - na grobli paradnej (dobrze, że wydobyto je spośród chaszczy), w parku, koło nieistniejącego kiosku przy kościele św. Trójcy, przy przystankach i pewnie w paru innych miejscach.
I nagle na świat starych, brzydkich i nielicznych ławek oraz ławek nowobogackich i projektowych, zstąpiły dwie ławeczki. W miejsce, które o ławeczki prosiło od lat. Rok wyborczy? Wniosek żulików spod Luxu, którzy dość już mieli wąskiego gzymsu przy oknie? A może ktoś władny po prostu popatrzył, pomyślał i wydał ten tysiąc ku radości mieszkańców? Może nawet zapytał mieszkańców gdzie by chcieli i postawił gdzie wskazali? Normalnie cud przy Ostrowieckiej!

czwartek, 3 lipca 2014

Muay thai i lekcje plastyki

Każdy ma czasami ochotę na przeżycie zwariowanej przygody. Jedni skaczą ze spadochronem, inni na gumowej linie. Słyszy się też o nielegalnych wyścigach, szybkich motocyklach, szybowcach i quadach. Innym razem o strzelaniu, ustawkach w lesie, muay thai czy wkładaniu palców w oczy.
Ja prawie rok temu postanowiłem sprawdzić się jako nauczyciel plastyki w podstawówce. Sprawdzić czy nadaję się do tego, do czego upoważnia mnie kurzący się od lat w meblu dyplom. Dziś - u kresu tej przygody - wiem, że porównanie do muay thai to żadna przesada. Nie dowie się ten, kto nie spróbował... uczyć w szkole!
Radzyńska "dwójka" to miejsce gościnne i przepełnione uśmiechem. Uczniowie witają od progu. Czasem nawet powiedzą "dzień dobry" jeszcze przed szkołą! W pracowni plastycznej młodzież czuje się swobodnie. Czasem zbyt swobodnie, ale nikomu to nie przeszkadza. W końcu gdzie ma być luz jak nie na plastyce, w świecie wyobraźni, otwartości i braku ograniczeń?
Ma ten medal jednak i swą drugą stronę. Jedni uczniowie swobodę wykorzystali - powstały wspaniałe prace, każda inna od pozostałych, co wskazuje na przestrzeń jaką dawał nauczyciel. Z tego jestem dumny najbardziej! Inni uczniowie w ramach danej swobody próbowali niestety wejść na głowę i tylko kosza na śmieci zapominali. Jednym i drugim dziękuję - wiem już z czym to się je!
Właśnie dlatego na koniec najgłębiej pragnę pokłonić się nauczycielom i innym pracownikom "dwójki". Nauczyli mnie, że aby być dobrym pedagogiem, trzeba się temu poświęcić, oddać na dłoni część siebie i nie oczekiwać nic w zamian. Za to właśnie podziwiam tych, którzy biorą na siebie trud wykształcenia pokolenia, które nas zastąpi. Do zobaczenia na ulicach Radzynia! Na swoje miejsce w plastycznej pracowni wraca Wojtek, a dla mnie czas na nową przygodę. Czy w Radzyniu działa jakaś sekcja muay thai?

(Muay Thai, tzw. boks tajski - sztuka walki, w której stosuje się ciosy kolanami i łokciami, pochodząca z Tajlandii)

środa, 25 czerwca 2014

Miasto na dwóch kółkach

Sezon letni w pełni i wystarczy wyściubić nos na zewnątrz aby dostrzec, jak wiele osób zamieniło dwie nogi na dwa kółka (i nie myślę tu o inwalidzkich wózkach) albo - jeszcze lepiej - cztery kółka na dwa. Na rowerach śmigają dzieci, młodzież i starsi. Pod szkołami w niektóre dni brakowało miejsc. Jeżdżą biedni i bogaci - na starych wigrusach i nowiuśkich pachnących rowerach miejskich. Chłopcy skaczą na beemiksach, a hipsterki z gracją przemierzają ulice na pastelowych damkach.
Prawdopodobnie widziano nawet jednego radnego jak jechał rowerem - znaczy jeździć umie! Na własne oczy widziałem na rowerze radzyńskiego starostę.
Nie chcę - choć się narzuca - mówić tu o korzyściach dla zdrowia, jakie z jazdy na bicyklu płyną. Skupię się na korzyściach społecznych, bo tych doświadczamy dużo szybciej i to one mogą zachęcić do skorzystania z roweru pozostałych.
Jedziesz rowerem, wiatr smaga policzki i ramiona, a na chodnikach mijasz sąsiadów i znajomych. Niby jadąc samochodem też ich mijasz, ale sytuacja w aucie przypomina sytuację żaby w kartonie po butach. Ze środka widać troszkę - zależy ile dziur na powietrze. Z zewnątrz nic, chyba że uchylisz wieko.
Z roweru możesz się uśmiechnąć, machnąć na powitanie, krzyknąć "dzień dobry!" - jesteś z ludźmi. Niby nic, a robisz tak dużo. Najłatwiej to zauważyć na radzyńskiej rowerowej ścieżce - zwanej bulwarem nad Białką. Chcecie się dowiedzieć o co chodzi? Wyciągnijcie rower z piwnicy, pożyczcie od sąsiada i w drogę. Może spotkacie kogoś, z kim dawno nie rozmawialiście? Jeśli zaś jeździcie to pewnie dobrze wiecie o czym tu wypisuję - może nawet nie tracicie czasu na czytanie tego tekstu?

piątek, 20 czerwca 2014

Piknik sąsiedzki

Marek (pierwszy z prawej) siedzi
pod drzewem i ma już pierwsze
osoby do współpracy!
Już w najbliższą niedzielę Marek Topyła po raz drugi zorganizuje w Radzyniu Noc Świętojańską nad Białką. Patrzę na inicjatywę, na Marka który trochę z cienia, z tylnego siedzenia, nią zarządza. Chwilę się zastanawiam i dochodzę do wniosku, że go podziwiam. Wysiłku kosztuje to sporo, efekt - choćby ze względu na pogodę - niepewny, większego wsparcia brak, oczekiwania mieszkańców - z różnych względów - wygórowane. A on mimo wszystko siada w cieniu, pod drzewkiem i zaprasza wszystkich, którzy chcą - do współpracy.
Powoli, leniwie, z doskoku, w pośpiechu, spóźnieni - zaczynają się schodzić. Impreza zaczyna nabierać kształtu. Wizja jest jednak otwarta, formuła imprezy pojemna. Zmieści się w niej jeszcze wszystko i wszyscy. Taki piknik sąsiedzki do którego możesz dołączyć nawet w ostatniej chwili - bierzesz tylko z domu pajdę chleba, parówkę, słoik musztardy i koc. Przychodzisz pod pałac - siadasz na trawie. Rzeką spływają kajakarze, ze sceny płyną dźwięki muzyki radzyńskich kapel. Na grobli paradnej poustawiane kolorowe kramiki kuszą okazjami - bransoletki, kolczyki, plastikowe noże, cukrowa wata. Żaglówka uwięziona na stawiku kręci się w kółko.
Nie mogę wyjść z podziwu, że wystarczy do kilku znajomych parę razy machnąć ręką w zapraszającym geście, zrobić krótką burzę mózgów, umówić się na niedzielne popołudnie i wychodzą z tego takie fajne rzeczy! A może to właśnie proste i tak powinno być? Tak czy siak wypada podziękować Markowi, że chce mu się siadać pod tym drzewkiem i wołać. Dzięki Marku!

wtorek, 10 czerwca 2014

Już za 4 lata Polska mistrzem świata!

Za dwa dni ruszają XX Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Gospodarzem będzie Brazylia. W 1950 roku, kiedy też grano u nich, okazali się gościnni. Przegrali w finale, choć w historii futbolu są drużyną zdecydowanie najmocniejszą.
W Polsce, choć mundial bez naszych, szaleństwo piłkarskie kwitnie. W szkołach młodzież od tygodni wymienia się kartami z wizerunkami piłkarzy. Kart jest mnóstwo - nikt (poza producentem) nie wie właściwie ile. Karty bazowe, Star Player, Expert, Goal Stopper, Top Master. Jedna "limitka" za trzy normalne. 8 zwykłych i jeden Top Master za logo narodowej drużyny, bo to ekstremalnie rzadki kąsek. Teraz drużyna Ghany już w komplecie i z klubowym znaczkiem. Albumy i pliki kart spięte gumkami puchną. Portfele rodziców i kieszenie uczniów pustoszeją.
Na jednej z przerw przyglądam się chłopakom z 4D. Ten ze skromniejszą kolekcją, spiętą gumką, próbuje namówić drugiego, z grubym albumem, na wymianę. Propozycja nieoczywista - trzy średnie karty za jedną mocną. Bogatszy kolega chwilę się waha, po czym oddaje kartę, ale zaraz chce cofnąć transakcję. - Nie da się! - krzyczy głośno ten biedniejszy. Kilku chłopców popiera jego zdanie. Klamka zapadła!
Pod koniec przerwy jeden z uczniów, widząc moje zainteresowanie, podbiega i wyciąga rękę podając trzy karty. - To dla Pana! - Dla mnie? Nie potrzebujesz? - pytam niepewnie, nie chcąc sprawić przykrości odmawiając prezentu. - Mam podwójne! - słyszę w odpowiedzi. Wziąłem więc i noszę w torbie, ale wciąż się waham, czy zacząć budować nową kolekcję. Pamiętam jak dwie dekady temu zbierałem naklejki z dzikimi zwierzętami. Ciągle mi ich kilku brakuje. Tak szybko się te mody zmieniają... Może ktoś z Państwa chce wymienić piłkarzy na chronione zwierzaki?

wtorek, 3 czerwca 2014

Kredki z GS-u i antypody

Mam 32 lata. Z pierwszych dziesięciu pamiętam sad dziadka, kredki z GS-u i niewiele więcej. Trzy i pół miesiąca zanim wyskoczyłem mamie z brzucha, Jaruzel wprowadził w Polsce stan wojenny. Zawiesił go, kiedy miałem 9 miesięcy, a odwołał zanim skończyłem 18. Teraz umarł, mają go pochować... i wszystko mi jedno gdzie! 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory. Zmieniły wiele. Wyprowadzono sztandar, moi rodzice - choć mogli - nie musieli już jeździć do wschodniego Berlina na handel, zniesiono kartki na mięso. Zdać by się mogło, że ważnych rzeczy nie zapamiętałem.
Po 25 latach od tych wyborów - w Radzyniu, gdzie zdaniem wielu komuna wciąż trwa, ale sami już nie wiedzą, czy to dobrze, czy źle - pewien młodzian postanowił rzucić wszystko i wyjechać. I to nie do byle Lądku Zdroju, czy Menczesteru, a do Sydney w Australii!
Ambitny dwudziestolatek, po maturze przepracował rok w firmie reklamowej i poczuł niemoc bycia. Zbrzydła mu polityka, zechciał poznać ludzi, świat, postudiować trochę, a trochę opalić blade pośladki i poserfować. Zrobił cacko stronkę internetową, a teraz szuka pomocy w znalezieniu pracy i miejsca na studiach - na antypodach - 14.000 kilometrów stąd. Udziela wywiadów, grzeje paszport, liczy dolary. Jednym słowem - robi co chce. Ale najlepsze będzie teraz. Wiecie co zamierza zrobić jak mu się coś po drodze nie uda? Zamierza wrócić do Polski!
Do kraju gdzie w rodzinnym mieście ma pracę, przyjaciół i ze swoim nastawieniem - pewną przyszłość. Do Polski gdzie za studia nie musi płacić ekstra, gdzie może bluzgać na Rząd i Prezydenta, albo wcale nie iść na wybory. To jest sukces minionych 25 lat. I to właśnie warto zapamiętać! 
A na koniec muzyczna dedykacja dla Marcina - "Tutaj jestem" i Grzegorz Turnau - posłuchaj młody pókiś jeszcze w Polsce. Państwo też posłuchajcie!

wtorek, 27 maja 2014

Cyrk we wsi

klaun Rocco pozdrawia dzieci
Cyrk zajechał do wsi, najął plac przy sklepie, rozkleił afisze, ulgowymi kuponami obdarował tubylców. - Tatej! Tatej! Małpy przywieźli, słonia i klauna! Pójdziemy na małpy? Fikołki robią i chodzą w sukienkach - ucieszyła się córka Domańskich. Ojciec podrapał się w głowę i pożałował złotówek, ale tylko przez chwilę. Tylko przez krótką chwilę myślał o słoniu, który stania na jednej nodze uczony jest za pomocą paralizatora; o lamach, które chodzić równo uczą się bite do krwi; o lwie, któremu wyrywa się zęby i pazury, żeby przed publiką, co wywala na wierzch gały i jęzory, udawać bohatera wkładając mu głowę do paszczy. Ţylko klaun Rocco - mistrz dowcipu - nie zbiera batów i lubi wypić kolorowej wódki, ale od lat śpi w przyczepie na przykrótkim, przepoconym łóżku.

wtorek, 20 maja 2014

Prosty wybór

Kadr z filmu "Powstanie Warszawskie"
Obejrzałem "Powstanie Warszawskie", film powstały na bazie oryginalnych powstańczych kronik. Spośród 9 godzin czarno-białych, niemych filmów, dokumentujących życie Warszawy, w której odradza się duch wolności, wybrano 76 minut i zmontowano je w niespotykane widowisko. Film pokolorowano, udźwiękowiono, dodano fabułę opartą na przeżyciach dwóch braci, operatorów kamer. Obrazy porywają i wzruszają. Aż trudno obejrzeć to w całości, nie zapominając, że to wszystko prawda - żarty w kolejce po zupę, rumieńce pięknych łączniczek, dziesiątki zabitych, ranni, samotne dzieci i błąkające się zwierzęta. W XXI wieku naturalnym wydaje się, że musi to być produkt filmowej wytwórni, że zaraz ktoś krzyknie "cięcie!", ranni wstaną, ktoś pozamiata kurz, reżyser podziękuje za wysiłek. A tu nic podobnego. Nawet happy endu nie było!

wtorek, 13 maja 2014

Perła w biomasie

Wiele się w naszym miasteczku wydaje publikacji, ale tylko niewielką ich część warto czytać. Tygodniki, kwartalnik, roczniki, księgi grube i cienkie tomiki, tomy, albumy i wydawnictwa okolicznościowe. Więcej autorów niż czytelników. I nagle w całej tej celulozowej biomasie perła - ostatni numer "Bezmyślnika" z radzyńskiego pierwszego LO.
Czegoś tak prawdziwego, ciekawego i - paradoksalnie - żywego nie widziałem już dawno. Seria wywiadów, w których młodzi spotykają starszych, poświęcają czas, którego mają dziś tak mało i słuchają. Słuchają o przedwojennym, wojennym i powojennym Radzyniu, pokoleniu swych pradziadków, a w gruncie rzeczy - o sobie! Dowiadują się o skąpych i przebiegłych Żydach, Rosjanach gwałcących Polki i złych, acz szlachetnych Niemcach.

piątek, 9 maja 2014

Sezon grillowy rozpoczęty

Bulwar nad Białką o poranku powitał mnie widokiem kosmicznym! Ktoś skorzystał z wczorajszego pogodnego wieczoru i mocnym akordem wszedł w sezon grillowy. Gruba musiała być impreza, bo zużyto sporo plastikowych tacek, misek, kubków i sztućców. I bezalkoholowa, bo razem z tackami i niedojedzoną kapustą, walały się tylko butelki po gazowanych napojach. Żadnych puszek, czy butelek...

środa, 7 maja 2014

Kata-strofy i ludzie z ciasta

2 maja w ramach od lat organizowanego przez Molasa "Ro(c)kowiska" miał wystąpić zespół Kat - faceci z długimi włosami w czarnych ubraniach, którzy czasem coś śpiewają, a czasem ryczą niezrozumiałe słowa i do tego bardzo się pocą. Miał, bo koncert odwołano! 
Historyczny plakat, biały kruk.
Już po zaklejeniu logo KATa,
jeszcze przed wklejeniem
logo zastępcy.
Ktoś w internecie zacytował o czym oni ryczą i się zaczęło. W roku wyborczym władze wsłuchują się czujnie w jęki i stęki lokalnej społeczności. Tym razem musiała jednak jęczeć odpowiednia osoba, bo jęk cichy, włodarze zasadniczo na takie sapanie odporni, a tu skuteczność natychmiastowa i stuprocentowa.
Pamiętam jak na plenerze artystycznym w liceum kolega dla żartu serwował nam pobudki włączając kasety Kata. Budziliśmy się ze śmiechem, bo z głośnika płynął niezrozumiały ryk, ktoś rzucał w kolegę butem, Kat milknął. Dziś kolega ma dwoje dzieci, kasety kurzą się w szufladzie, a jego młodszy brat - może pod wpływem tych kaset - poszedł do seminarium i został księdzem. Rogi nikomu nie wyrosły, dzieci zdrowe.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Tramwaj do raju


Za rzadko zwalniam i pozwalam sprawom biec. Za rzadko siadam, przyglądam się im, myślę i odpoczywam. Efekty przyszły, powiedziały 'Hola!' i wysłały na dwa tygodnie na urlop... do radzyńskiego szpitala!
Oddział pulmonologiczny jest gościnny, a ja - weteran współdziałania z seniorami - czułem się tam jak za czasów tworzenia filmu 'Dziadki-dziatkom. Pamiętnik ze Starego Radzynia'. Średnia wieku 79 lat i ja jeden o połowę młodszy.
 Leżałem więc, zdrowiałem i wreszcie miałem czas na przemyślenia. 
Przez otwarte drzwi, nad którymi wisiał opłacony a nieoglądany telewizor, oglądaliśmy przemykające raz w lewo, raz w prawo, radzyńskie pielęgniarki. Pacjenci mogli leżeć spokojnie - one musiały mknąć w pośpiechu i to niezależnie od pory. Mój szacunek do ich zawodu, choć nigdy nie był mały, teraz wzrósł jeszcze.

środa, 16 kwietnia 2014

Sondaży ciąg dalszy

Po felietonie pt. 'Sondaże' otrzymałem e-maila. Pana Adama Świcia poruszyło zdanie o finansowaniu sondaży.
- Panie Adamie! Drogi redakcyjny kolego! 
Dziękuję za maila i spieszę z wyjaśnieniem. Osoba, która w sondażu wypytywała o preferencje wyborcze, na moje pytanie jednoznacznie odpowiedziała kto je zlecał. I odpowiedź ta pozwala mi mniemać, że zlecający nijak inaczej niż z publicznych pieniędzy nie zapłacił, bo innymi nie dysponuje. Ale rachunku nie widziałem, więc otwarcie się tą wiedzą nie podzielę - nie napiszę kto, według informacji telefonujących, był zleceniodawcą.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Sondaże

Do kogo z Państwa w ostatnich tygodniach telefonowano z tajemniczymi pytaniami przedwyborczymi? Z relacji znajomych wiem, że w Radzyniu zaroiło się od takich dziwnych połączeń,
a pytania zadawano różne. 

Czy zamierzasz głosować w wyborach samorządowych? Czy głosujesz na lewicę, czy prawicę? Które z ugrupowań popierasz? Na którego kandydata oddasz głos?
Zastanawia Państwa kto zlecił wrocławskiej firmie (kierunkowy 071) telefony do Radzynian? To żadna zagadka! Łudźmy się, że nie płacono za to publicznymi pieniędzmi. Dobra zagadka to taka - po co zlecano takie badania w naszym małym mieście? Czyżby radzyńscy politycy orbitowali już tak daleko od swych wyborców, od zwykłych ludzi?

środa, 2 kwietnia 2014

Kolejny bastion upadł!

We wtorki, środy i czwartki spaceruję do pracy Bulwarem nad Białką. Raz spoglądam tu, raz tam. Czasem coś ciekawego zauważę. Jesienią donosiłem Państwu o otwartej pałacowej bramie. Działa do dziś i ani się nie urwała, ani nikt na złom nie sprzedał. Niesamowite!
Dziś spojrzenie w drugą stronę - na groblę paradną. Wypiękniała nam ostatnio! Kilka dni zajęło dzielnym ochotnikom karczowanie chaszczy, które rozpleniły się na lewo i prawo. Ostre maczety i szpadle na szczęście nie zawiodły. Parę litrów potu, kilka papierosków i już po krzakach, które służyły za schronienie drobnym i grubszym pijaczkom, ludziom złym, gorszym i najgorszym oraz młodocianym kochankom. Nie zostało nic, tylko piękna otwarta przestrzeń i cudowny widok na pałac. Jedynie ławki wciąż biją po oczach sztuczną zielenią.