wtorek, 14 października 2014

Klaster kulinarny

 Poświęciłem się. Odmówiłem żonie kolacji, a w zamian zaproponowałem fast-fooda. W centrum Radzynia powstał (a może wciąż powstaje i się rozrasta?) klaster kulinarny. I nie myślę tu o domowych obiadkach na telefon, ale o miejscach, gdzie można wejść, siąść i doświadczyć. Do centrum jedzie się teraz w ciemno. Miejsce w którejś z knajp zawsze się znajdzie.
Pierwszy z lokali, najstarszy, nowojorski i z przerażeniem obserwujący sytuację wokół znam dobrze. Kiedyś bywałem tam często. Ale bywam tam rzadko od kiedy dowiedziałem się, że chcąc zobaczyć czystość knajpianej kuchni wystarczy wejść do toalety (a trafiało mi się tak, że podłoga w ubikacji zwykle spływała moczem).
O mojej kawiarni pod psem powiem niewiele, bo jestem nieobiektywny. Ale w końcu należy do klastra. Zatem w łazience sprzątamy, jedzenia nie ma, ale za to można usiąść przy kawie i się wyluzować. A warto się wyluzować, bo właściciele pozostałych lokali w klastrze są wyluzowani - jak przystało na południowców.
Picernia Stefana miała już swój czas w Radzyniu, ale pod innym adresem. Niestety zdaniem recenzentów włoski placek jest zbyt mało polski, znaczy za krótko się odbija i ma za dużo warzyw. Może teraz, w klastrze zyska więcej poklasku? Do lokali przy Warszawskiej dołączył też niedawno klasyk prawie jak z Dworca Centralnego. Kto był w Warszawie nocą, wie jak smakuje wielkomiejski kebab. I taki jest u tureckiego szefa w Radzyniu. Wystrój na poziomie knajp z robotniczych dzielnic europejskich miast. Mieszanka chromu, plastiku, świateł LED i kafelkowego chłodu. Tylko co mają egipskie hieroglify do tureckiego kebaba? Pytanie w sam raz dla głodnych - jedzenia i świata.
Zwiedziłem nasz klaster, skosztowałem nowości i dziś o wyborach nie będzie ani słowa. Istnieje ryzyko, że mógłbym zwymiotować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz