środa, 18 grudnia 2013

To nie jest zwykłe miasteczko

Pamiętam swoje pierwsze święta w Radzyniu, a zarazem jedną z pierwszych wizyt u moich przyszłych teściów. Było to mniej więcej 10 lat temu. Zapamiętałem tę wizytę nie przez wyjątkowej jakości świąteczne potrawy przygotowane przez moją późniejszą teściową, pyszne pierogi, barszcz, uszka i karpia. Nie przez smaczną grecką rybę przyrządzaną przez mojego teścia.
Zapamiętałem je dzięki pewnemu wydarzeniu jakie miało miejsce tuż po przyjeździe do zupełnie mi wtedy nieznanego miasteczka. Przyjechaliśmy do Radzynia autobusem relacji Lublin - Łosice. Wysiedliśmy koło stadionu i zaraz po tym jak pojazd ruszył w dalszą trasę zorientowaliśmy się, że nad siedzeniem została jedna z toreb, a w niej cenny sprzęt z naszego raczkującego studia graficznego. 
Nie wpatrując się w chmurę spalin zapytałem mojej przyszłej żony, czy w mieście autobus ma jeszcze jakiś przystanek Widząc potakujące kiwnięcie głową zapytałem gdzie. Nic mi nie dało określenie, że dworzec PKS mieści się przy Rynku. Wiedziałem tylko, że muszę biec prosto, trochę skręcać w lewo i minąć pocztę. Mknąłem Warszawską i Ostrowiecką jak gończy pies. Mimo grudniowego mrozu intuicyjnie na pełnym gazie minąłem budynek poczty i wpadłem na stary PKS. A tam... do autobusu na Łosice leniwie wsiadali pasażerowie. Tablet czekał na swoim miejscu. Już wtedy wiedziałem, że zapamiętam ten przyjazd i że to nie jest zwykłe miasteczko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz