Dla spacerujących Bulwarem nad Białką, mijających codziennie pałac i ulicę Parkową nie jest z pewnością odkryciem, że pojawiła się nad naszą rzeką nowa mieszkanka. Nazwałem ją sobie kaczuszka śliczniuszka. Po fachowej konsultacji ornitologicznej dowiedziałem się, że ptaszek ów nazywa się mandarynka. Podobno uciekł jednemu z radzyńskich hodowców i wybrał wolność w mieście.
Kaczka ta dla niezainteresowanego tematem wygląda całkiem normalnie. Ma dziób, kacze łapy, kuper i sporo pierza. Spostrzegawcze oko szybko się zorientuje, że jest nieco mniejsza, a jej piórka to feeria kolorów. Widać ją z daleka (jeśli się nie patrzy jedynie pod nogi), choć zamieszania wokół siebie nie robi. W odróżnieniu od swych pokrzyżowanych koleżanek nie ugania się za chlebem rzucanym z pańskiej ręki, nie widziałem jej też nigdy sterczącej z wody kuprem ku niebu, a dziobem ryjąc w mule. Zawsze elegancka, trochę na uboczu i od tygodni zupełnie jak w domu - przy mostku na Białce w Radzyniu. Śpi sobie, dziobie trawkę i pływa - taka wisienka na torcie albo kwiatek do kożucha. Jak kto woli.
Ciekawe czy śliczniuszka przetrwa zimę? Kacza rodzina znad Białki wydaje się ją tolerować, więc może i chlebem się podzieli. Jeśli nie to wracaj do Azji śliczniuszko, albo choć do swego hodowcy. Za ładna jesteś, żeby się tu zmarnować... no chyba, że sama tego chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz